czwartek, 2 marca 2017

Goodbye February - Hello March!



Początek roku zaczął się dla nas, powiedzmy niełatwo. Choroby ciągnące się już od grudnia, szpital, problemy z brzuszkiem bo mała Zuzia chyba jednak odczuła to moje rozemocjonowanie, którego nie byłam niestety w stanie opanować. Stresss, stresss, ale koniec! Zamykam ten rozdział i wraz z nastaniem marca, na który tak szalenie długo czekałam, liczę na spływające na nas dobro, które przecież wraca, a ja dobra jestem w sumie ;) Pojechaliśmy na spacer do lasu, do naszego miejsca, które miejmy nadzieję już w tym roku stanie się jeszcze bardziej nasze (kiedyś Wam o tym opowiem). Po tym przesmogowaniu, bo należę do osób, które nie twierdzą, że problem smogu pojawił się w tym roku wraz z jego medialnym nagłośnieniem, bo on był, owszem, ale w tym roku to już przesadził ze swoją wszechobecnością!
Śmierdziało przeokrutnie, czasem nawet przy zamkniętych oknach smród wpadał do mieszkania przez mikroszczeliny. Spacery z psem nie były żadną przyjemnością, najchętniej chodziłabym w masce, bo trułam nie tylko siebie ale i maleństwo pod sercem. Tak bardzo pragnęłam przejść się po lesie, pojechać w nasze ukochane miejsce, ale ciągle coś. I udało się, wraz z pierwszymi promieniami tak bardzo wyczekiwanego słońca pojechaliśmy na piękny spacer, gdzie czuć już wiosnę a powietrze pachnie nieziemsko! Naładowałam akumulatory, jeszcze umówiłam się do fryzjera, bo przez ostatnie przejścia nie miałam głowy do myślenia o swoim wyglądzie. Dla mnie wyjazd do fryzjera to jak wizyta na kozetce i rozmowa z psychoterapeutą. Od ponad 8 lat jestem w kwestii moich włosów wierna jednej Kobiecie, u której siadam i czasem jak nie mam na nic siły, jak ostatnio, mówię "rób co chcesz". I ona robi, i nigdy nie wyszłam niezadowolona. A jeszcze oczyszczam się tak jakoś tam... psychicznie. Każda z nas czasem potrzebuje takiej chwili dla siebie. Ale nie na zakupach bez dzieci w Rossmannie czy Biedronce, a takiej dłuższej, gdzie zrobią Ci kawę, dadzą dobry magazyn do przeczytania, i jak nie chce Ci się gadać to po prostu siedzisz ze swoimi myślami, sobą i się resetujesz. Albo pośmiejesz z głupot, bo to taki babiniec cudny jest! Jeśli któraś z Was oglądała kiedyś "Stalowe Magnolie", to wie o czym mówię :) jeśli nie oglądałaś, nadrób koniecznie tę zaległość! Ale ostrzegam, paka chusteczek też się przyda ;) Pamiętam, że od dziecka czekałam po Świętach na marzec. Najlepiej jakby styczeń i luty nie istniały. Marzec to dla mnie coś w rodzaju szansy, nowego rozdziału, to wtedy tak naprawdę zaczynam świętować nowy rok i coś robić. Z sobą, z życiem, z radością, która przepełnia mnie gdy zobaczę tylko tę datę w kalendarzu.

Kto podziela moją marcową euforię? Zrobiłyście już coś dla siebie na tę nadchodzącą wiosnę?

Bardzo się cieszę, że jest Was coraz więcej, że czytacie, komentujecie, inspirujecie się, a tym samym inspirujecie mnie! Nie zawsze mam siłę, nie zawsze mam wenę, czasem chcę rzucić blogowanie w cholerę, bo dopada mnie poczucie niepożyteczności, i wtedy zawsze trafi się coś, któraś z Was do mnie napisze, chce się poradzić, usłyszę pocztą pantoflową o czymś co mi dodaje skrzydeł! Dziękuję. Jestem tu dla Was 😍 Pamiętajcie, żaden komentarz nie jest zły. Nie wstydźcie się pisać i udzielać. Ja czekam na Wasz odzew zawsze!

A oto TOP 5 minionego miesiąca 

#1

Zdecydowany Numer 1 tego miesiąca i nie tylko! Drugi pod względem ilości odwiedzających w całej historii bloga 😍

Nowe wyzwanie - pokój dla córek




#2

Druga ciąża



#3

Lista książek, które powinnaś przeczytać w swoim życiu




#4


Frittata ze szpinakiem, kozim serem i pomidorkami
wiosenny obiad



Składniki: (dla 2 osób)

4 jajka
spora garść świeżego szpinaku (u mnie listki baby)
ząbek czosnku
6 grubych plastrów koziego sera (rolada lub zwykły twardy ser kozi)
8 pomidorków koktajlowych
sól (opcjonalnie)
pieprz
1 łyżka masła
świeże listki bazylii (do dekoracji)
oregano

Piekarnik rozgrzewamy do 175 stopni.

Szpinak myjemy, odsączamy na sitku.
Kroimy czosnek w drobną kosteczkę (

Jajka rozbijamy widelcem, dodajemy sól, pieprz. 
Pomidorki koktajlowe przekrawamy na pół

Na patelni (najlepiej takiej, która się nadaje do włożenia do piekarnika, ale ja mam zwykłą i owijam jej rączkę wtedy grubiej folią aluminiową), roztapiamy masło, wrzucamy czosnek, za chwilkę liście szpinaku i przesmażamy na małym ogniu tak aby liście szpinaku zwiędły. Zalewamy to jajkami, wykładamy na jajka pomidorki i plastry sera. Wstawiamy do piekarnika na 10-15 min, aż jajka się całkowicie zetną. 
Wyjmujemy z piekarnika. Jeśli frittata za bardzo przywarła do patelni i nie uda się jej nam wyjąć na talerz, należy odczekać chwilkę (ok. 2 min.), aż sama odejdzie od brzegów patelni. 

Gotowe danie posypujemy suszonym oregano i dekorujemy listkami bazylii.

PYSZKA!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀