wtorek, 21 lutego 2017

Przez żołądek do serca i na odwrót


A może i czasem od serca do żołądka... to praktycznie fraza wymienna. Można z powodzeniem zastosować inwersję i wyjdzie na to samo, jak dla mnie. A przynajmniej w moim przypadku. Czasem padam na twarz, po całym dniu z tym małym upiorem, który przez swą rekonwalescencję po zapaleniu płuc musiał siedzieć w domu, kiedy piękne słońce za oknem, a teraz kiedy może wyjść to pada albo smog unosi się taki i włazi wszędzie do oczu, nosa, zasmradza kosmyki włosów, słychać go w uszach i włazi pod podszewkę, to przecież nie będę narażać ani Maryśki ani siebie z tą małą istotką pod moim sercem na czele. I tak siedzę w tym domu, oglądam w wolnej chwili prasując, czy układając puzzle z dzieciem telewizję śniadaniową, żeby nie zgłupieć totalnie,
widzieć ludzi, słyszeć normalną mowę a nie ciągle tylko jakieś wymyślne dziecięce frazeologizmy lub nadużywanie słowa nie mojej niespełna dwulatki, która chyba usłyszała w piaskownicy o buncie tegoż wieku i nie zamierza być odmienna w tej kwestii. I tak oglądam sobie te programy kulinarne, te inspirującego do zrobienia czegoś w kuchni czy domu i nachodzą mnie różne pomysły, aby dopieścić swoich domowników, sprawić aby te szare dni lutego zrobiły się bardziej kolorowe i apetyczne zarówno dla naszego serca, jak i oczywiście podniebienia. Bo dla kogo, jak nie dla najbliższych coś robić, starać się, wymyślać, szukać inspiracji, żeby choć na chwilę zobaczyć dziecięcy uśmiech na twarzy munsza, któremu serwujesz znienacka do popołudniowej kawy coś absolutnie przepysznego, co piekłaś po kryjomu, nocą albo jak był w pracy. Albo uśmiać się z bezsilności ze swojego małego potomka, który wykrada produkty, chce wszystkiego spróbować, a jak już dostanie (dla twojego świętego spokoju) coś do jedzenia, ty wykorzystujesz ten święty czas i robisz wszystko w tempie Speedy Gonzalesa, i nagle obracając się w stronę dziecka masz widok, który przyprawia cię o palpitację serca, ale jakże cudowny i wyjątkowy dla małych berbeci.



I dla takich chwil warto żyć, warto się starać i jeśli mamy w domu łasuchów (lub same nimi jesteśmy), to należy się nawzajem dopieszczać. Jeśli nie stać nas na wakacje za granicą dwa razy do roku, a może nawet i raz na dwa lata, na drogie prezenty dla siebie na różne okazje, to róbmy coś dla siebie, takiego niskobudżetowego, ale płynącego prosto z serca. Mój małżonek, w tak uroczy sposób potrafi mnie rozbawić za każdym razem jak wyjmuję blachę czegoś pysznego z piekarnika, że aż warto robić coś dla niego. Zawsze znajdzie jakiś śmieszny pretekst, żeby dostać akurat już zaraz to ciasto, niezależnie czy jest to jeszcze gorący sernik, który musi wystygnąć do rana a później chłodzić się w lodówce, czy jeszcze nieskończony deser tiramisu, który również powinien swoje odstać 😉
Faceci są jak dzieci, a dzieci to jeszcze inna para kaloszy! Uwielbiam coś dla nich zrobić, zadbać o dom, wstawić świeże tulipany do wazonu, czekać w lutym na wiosnę i cieszyć się tym co mam, naszym wspólnym czasem, wolnym weekendem, czy też gośćmi, którzy nas odwiedzą w weekend i wypełnią nasz dom dobrą energią, pochwalą kolejny wypiek i spędzimy fajny czas. To trochę tak jak w mojej książce, którą obecnie czytam o sztuce szczęścia hygge. (Zachęcam do zapoznania się z tym postem, tam więcej o książce i wielu innych :)) Dobre jedzenie, ciepła domowa atmosfera, rodzina, przyjaciele - to to co kocham i przy czym czuję się szczęśliwa i bezpieczna. Trudno byłoby mi w życiu bez tych osób i rzeczy, a Wam?

Obłędny sernik waniliowy
na czekoladowym spodzie z musem malinowym


Idealny na Walentynki, wszelkiego rodzaju rocznice, przyjęcia. Jest niezwykle kremowy, a połączenie dobrej, gorzkiej czekolady z malinami to czysty raj dla podniebienia.
Uraczcie nim swoich bliskich przy najbliższej okazji!


SKŁADNIKI:

Spód (jak w serniku pomarańczowym z tego przepisu)

65 g ciemnej czekolady
65 g miękkiego masła
50 g drobnego cukru
1 jajko
40 g mąki

Masa serowa
Wszystkie składniki muszą mieć temperaturę pokojową 

1 kg sera twarogowego w wiaderku
1 mała śmietanka 36% (225 ml)
4 jaja
budyń waniliowy
1 płaska łyżka mąki ziemniaczanej
2 płaskie łyżki ekstraktu waniliowego (lub ziarenka wyjęte z 1 laski wanilii)

Mus malinowy

3 garści malin (mogą być mrożone)
2 łyżki cukru (u mnie brązowy) 

WYKONANIE:

Dno tortownicy o średnicy ok. 23 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzać do 170 stopni. Czekoladę połamać na kostki, roztopić w kąpieli wodnej. Masło ucierać z cukrem aż będzie puszyste. W drugiej miseczce ubić na lekką pianę jajko. Delikatnie połączyć wszystkie składniki: utarte masło z roztopioną czekoladą, następnie z przesianą mąką a na koniec z ubitym jajkiem. Masę przełożyć do formy, wyrównać powierzchnię i wstawić do piekarnika. Piec przez około 10 minut (na wierzchu ma pojawić się skorupka), wyjąć z piekarnika. 

Składniki na masę serową umieścić w misie i miksować do otrzymania jednolitej masy. Ne za długo, aby nie napowietrzyć sera. (Masa będzie dość rzadka, proszę się tym nie przejmować :))

Mrożone maliny umieścić w garnuszku, podgrzać na małym ogniu aby się rozmroziły, dodać cukier i zblendować. Przetrzeć przez sito.

Masę serową wyłożyć na podpieczony spód czekoladowy. Powstały mus malinowy wyłożyć łyżeczką na masę serową, dookoła, aby powstały kropki obok siebie. Następnie patyczkiem lub nożem "przejechać" przez środek malinowych kółek aby powstał wzór serc (u mnie były to dwa okręgi).










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀