Powolne spacery, trochę z przymusu bo wózek już odszedł do lamusa, czasem tylko przemycony podstępem, na oglądanie pociągu czy kupienie pysznej grahamy, by móc przemieścić się trochę szybciej, sprawniej i dalej. Ten wiatr, który robi się coraz bardziej miękki i pachnący ziemią. Obserwacja pączków kwiatów pod klatką, liści tulipanów, które rosną jak te grzyby w nocy, po deszczu, codziennie robiąc się większe, te żółte, białe i fioletowe krokusy wyścielające trawniki,
pękające gdzieś przy osłonecznionym bloku za wiatrem kwiaty mirabelki, które jak rozkwitną już na dobre, zaleją powietrze miodowym zapachem, który tak bardzo kocham. Wtedy też zaczynam zazwyczaj swój sezon biegowy, który w tym roku odłożyć muszę dość bardzo, i dopatruję się urody tej wiosny podczas tych powolnych spacerów z moją Maryśką, i tak bardzo cieszę się, że możemy ten czas mieć dla nas. Rok temu walczyłam z myślami co zrobić, czy zostać, czy wrócić do pracy a małą wysłać do żłobka. Chęć powrotu do domniemanej normalności, życia zawodowego, spotykania się z ludźmi, była tak wielka jak wyrzuty sumienia, które mnie wraz z tą chęcią zalewały. I wygrały one, trochę życie zadecydowało, trochę może chęć ucieczki od niektórych spraw, pozostania w tym domowym ciepełku, które stworzyłam, i którego zaburzać nie chciałam. I czasem warto tak postawić wiele rzeczy na szali i teraz, po roku, gdy w moim życiu znów sporo się wydarzyło, już wiem, że to była dobra decyzja. Nie żałuję. Decyzja o drugim dziecku była może trochę z rozsądku, trochę z chęci posiadania dwóch małych berbeci, których nie będzie dzielić zbyt duża różnica wieku, chęci dania jeszcze komuś tej wszechogarniającej miłości do dziecka, bo jak nie teraz, to kiedy?! I choć teraz łatwo nie jest bo pewnie ściągnięty do Łodzi babcię do Marysi, gdy mi zostanie cieszęnie się wiosną z pozycji wyłącznie leżącej, a już pojawienie się Zuzi, wywoła niemały rollercoaster, nasze mieszkanie przerodzi się w mieszkanie hobbita, będzie brakowało miejsca, ciszy, spokoju, to nadal czuję, że nie będę żałować. Wiosna to najpiękniejszy czas w roku, wszystko budzi się do życia, zazwyczaj wtedy potrzebowałam wszelkich zmian, to dwa lata temu w maju przyszła na świat Marysia, i znów na wiosnę urodzi się nasza Zuzia.
Długie dni, krótkie noce, poranne kawy na balkonie z maluchem przy boku. Rozdzierające się kosy i sikorki już od 4 nad ranem i te wieczorne spacery do zachodu słońca. Co rok na wiosnę rozkwitam wraz z nią. W zależności od czasu i sytuacji w jakiej byłam i jestem, dzieje się to w inny sposób, z różnymi osiągnięciami czy konsekwencjami dla mnie, ale na pewno rozkwitam. Życzę Wam tego samego, bo to cudowne uczucie móc odradzać się na nowo rok w rok. Cieszcie się wiosną, rodziną, biegajcie, czy to po polach z mp3 w uszach, czy za dzieciakami na placach zabaw. Bądźcie dobre dla siebie i szczęśliwe! Cmokam z tymczasowego pobytu w szpitalu i ślę kilka obiecanych fotek z Trójmiasta :)
Kto kocha tak bardzo morze poza sezonem jak ja?? Choć w sezonie też kocham... chyba kocham zawsze! :) ;)
pękające gdzieś przy osłonecznionym bloku za wiatrem kwiaty mirabelki, które jak rozkwitną już na dobre, zaleją powietrze miodowym zapachem, który tak bardzo kocham. Wtedy też zaczynam zazwyczaj swój sezon biegowy, który w tym roku odłożyć muszę dość bardzo, i dopatruję się urody tej wiosny podczas tych powolnych spacerów z moją Maryśką, i tak bardzo cieszę się, że możemy ten czas mieć dla nas. Rok temu walczyłam z myślami co zrobić, czy zostać, czy wrócić do pracy a małą wysłać do żłobka. Chęć powrotu do domniemanej normalności, życia zawodowego, spotykania się z ludźmi, była tak wielka jak wyrzuty sumienia, które mnie wraz z tą chęcią zalewały. I wygrały one, trochę życie zadecydowało, trochę może chęć ucieczki od niektórych spraw, pozostania w tym domowym ciepełku, które stworzyłam, i którego zaburzać nie chciałam. I czasem warto tak postawić wiele rzeczy na szali i teraz, po roku, gdy w moim życiu znów sporo się wydarzyło, już wiem, że to była dobra decyzja. Nie żałuję. Decyzja o drugim dziecku była może trochę z rozsądku, trochę z chęci posiadania dwóch małych berbeci, których nie będzie dzielić zbyt duża różnica wieku, chęci dania jeszcze komuś tej wszechogarniającej miłości do dziecka, bo jak nie teraz, to kiedy?! I choć teraz łatwo nie jest bo pewnie ściągnięty do Łodzi babcię do Marysi, gdy mi zostanie cieszęnie się wiosną z pozycji wyłącznie leżącej, a już pojawienie się Zuzi, wywoła niemały rollercoaster, nasze mieszkanie przerodzi się w mieszkanie hobbita, będzie brakowało miejsca, ciszy, spokoju, to nadal czuję, że nie będę żałować. Wiosna to najpiękniejszy czas w roku, wszystko budzi się do życia, zazwyczaj wtedy potrzebowałam wszelkich zmian, to dwa lata temu w maju przyszła na świat Marysia, i znów na wiosnę urodzi się nasza Zuzia.
Długie dni, krótkie noce, poranne kawy na balkonie z maluchem przy boku. Rozdzierające się kosy i sikorki już od 4 nad ranem i te wieczorne spacery do zachodu słońca. Co rok na wiosnę rozkwitam wraz z nią. W zależności od czasu i sytuacji w jakiej byłam i jestem, dzieje się to w inny sposób, z różnymi osiągnięciami czy konsekwencjami dla mnie, ale na pewno rozkwitam. Życzę Wam tego samego, bo to cudowne uczucie móc odradzać się na nowo rok w rok. Cieszcie się wiosną, rodziną, biegajcie, czy to po polach z mp3 w uszach, czy za dzieciakami na placach zabaw. Bądźcie dobre dla siebie i szczęśliwe! Cmokam z tymczasowego pobytu w szpitalu i ślę kilka obiecanych fotek z Trójmiasta :)
Kto kocha tak bardzo morze poza sezonem jak ja?? Choć w sezonie też kocham... chyba kocham zawsze! :) ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze 😀