czwartek, 30 sierpnia 2018

Dzieci



One. Upragnione, wyczekane lub i nie, będące zaskoczeniem, wielką niespodzianką czy też uwieńczeniem starań i marzeń niejednej z par. W wyprasowanych nienagannie bodziaczkach fikuśnych skarpeteczkach wielkości lilipuciej stopy, pachnące balsamem po kąpieli z miękkimi jak puch małej kaczuszki włosami. Te pachnące mlekiem maminym czy modyfikowanym, płaczące gdy są zmęczone, głodne, niewyspane, niezadowolone, mają kupę w pieluszce czy nie wiadomo co, po prostu płaczące. Te wywołujące uśmiech i łzy u pierwszy raz je widzących babć i dziadków, słodkie dziubki sąsiadek i pań kasjerek w Biedronce. Te słodkie, niewinne istoty, wokół których cały nasz świat najpierw się zmienia o 180 stopni, wywraca do góry nogami, nieraz chwilowo zawala, by później powoli wrócił do normy, w trochę innym wymiarze. Takim, do którego już raczej nie ma powrotu, do tego czasu sprzed Ich istnienia. I nagle