Jedna ryczy wniebogłosy bo jej matkę w dużym stopniu zabrano, druga wyje rozpaczliwie bo właśnie tworzy kupę, której wytwór ją na razie przerasta. A ja stoję tak między jedną a drugą, pomiędzy zbuntowanym aniołem walczącym o swoje miejsce w szeregu, oczywiście najlepiej w pierwszym rzędzie, a niewinnym i bezbronnym robakiem, leżącym na brzuchu i wijącym się w swoich boleściach. I rozrywają mnie na dwie części, moje ciało, którego jedna część skierowana jest na prawo, druga na lewo. Moje emocje, zbrukane wyrzutami sumienia, poczuciem winy, że nie mogę tak zdecydowanie, albo na to lewo albo na prawo. Rozrywają mój czas na strzępy, na liczące się dla mnie teraz nanosekundy każdej doby, która zapitala jedna za drugą nie wiedząc nawet kiedy. Rozerwały już moje ciało, które z wysportowanego rozmiaru