piątek, 15 listopada 2019

Ta nasza jesień i szybkie rogaliki z konfiturą różaną


Jesień. Zwykle rządzi się swoimi prawami. I ja te jej prawa szanuję. Szczególnie to prawo leżenia do góry pupą bez większych wyrzutów sumienia, czy też prawo bezkarnego zajadania domowych wypieków różnego rodzaju. Pamiętacie mój kultowy przepis na brownie, za który niektóre koleżanki mnie nienawidzą, a ich mężowie mnie kochają! Już nie wspomnę o moim, który zaobserwował swego czasu szybkość wykonania tego przesmacznego jesiennego deseru i teraz mnie szantażuje na różne sposoby bym mu je robiła (zbyt) często. Ostatnio znów bardziej chętnie otwieram piekarnik aby dom pachniał tak słodko domem. Kocham to gdy w moim mieszkaniu unosi się zapach ciasta czy też innych słodkich wypieków. Często gdy się nudzę z dziewczynami, lub gdy zwyczajnie mam dość ich miauczenia, rzucam hasło "laski, fartuszki i do dzieła!", od razu wiedzą co się kroi... a raczej, że coś się będzie piec.

Te kuchenne rewolucje z dziećmi muszą jednak mieć swoje reguły. Po pierwsze pieczenie z dziećmi to cała kuchnia z góry skazana na destrukcję. Zatem najlepiej jak tylko można, to zrobić wszystko na szybko, rozmiksować, wymieszać, zagnieść i nie babrać się przy tym zbytnio. I taki przepis znalazłam w zeszycie mamy sprzed lat i postanowiłam go lekko przerobić. Tym razem na tapetę wjechały kruche rogaliki.

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Koniec wakacji i kilka kaszubskich kadrów


Co rok to samo. I tak od dzieciństwa mam tę nostalgię w sercu, tę chęć zatrzymywania dobrych chwil i chęć zahibernowania się w miejscach, w których jest mi dobrze, które kocham całą sobą. Bo jak już kocham to na zabój. Te miejsca, do których tęsknię i marzę o nich gdy jest mi źle, gdy mam gorsze dni, gdy potrzebuję chwili oddechu. Od dzieci, od męża, od życia. Każdy tak czasem ma, prawda?
I tak sobie teraz siedzę i chwytam ten widok ze smutkiem w sercu, że dla mnie to lato już się kończy. Jeszcze kilka chwil, kilka spacerów, uśmiechów i przytulasów znajomych, którzy tu zostają na zimę. Będę o nich myśleć w Boże Narodzenie i jesienne dni. Będę wyobrażać sobie jak kolorowe liście odbijają się w tafli jeziora, i czy 90letni pan, który przy przystani ma swoje owce dobrze się czuje. Jak wygląda ta tętniąca życiem w sezonie Przystań Krzyśka, kiedy wszyscy wyjadą. Czy głośno szumią brzozy, gdy stoi się na ganku naszego domu, kiedy nie mają już liści? Jeszcze pójdę pożegnać tyle miejsc, jeszcze zrobię kilka fotek, postaram się wepchnąć do płuc ten jeziorny zapach na dłużej, aby móc w listopadową szarugę zamknąć oczy i przenieść się tu, gdzie każdego dnia siadałam z moim tutejszym kubkiem kawy, rozmawiałam z mamą lub zwyczajnie patrzyłyśmy się w to samo miejsce z tą samą miłością w sercu. Przyzwyczajenie to moja silna cecha. Nie wiem czy nie łatwiej byłoby mi być bardziej obojętną, lekkomyślną, mniej sentymentalną  nieuczuciową... Jednak dobrze jest mieć miejsca, ludzi, do których chce się wracać. Za którymi się tęskni, gdy jest Ci źle, i na samą myśl o nich na sercu robi się lepiej jak po kieliszku aroniowej nalewki, które robię z tutejszych owoców (przepis znajdziecie tutaj). Żegnam lato, żegnam Sominy, muszę znów odnaleźć się 
w swoim zwyczajnym, miejskim świecie, choć i mnie niedługo wiele czeka.
A jak Twoje lato? Czy masz takie swoje miejsce, do którego tęsknisz podczas jesiennej słoty? Opowiedz mi o nim...

środa, 31 lipca 2019

krucha tarta z mascarpone i białą czekoladą


Snuję się po mieszkaniu, wycieram okruszki chleba ze stołu w drugiej dłoni trzymając kubek z kawą. Rozkoszuję się jej smakiem i choć to tylko świeżo mielona kawa z kawiarki to jednak miła zmiana po dwóch tygodniach picia jedynie rozpuszczalki Jacobsa. I choć mogłabym narzekać, że nie mam w domu dobrego ekspresu do kawy, który spienia mi mleko na niebiańską piankę, to nauczyłam się myśleć, że wszystko w swoim czasie. Bo to o ten Kochani, czas chodzi i umiejętność celebrowania chwil. Tych, które są dla mnie miłe, które chcę zapamiętać. Ten upał, którego tak będzie mi brakować w listopadową szarugę, kiedy będę biegiem w deszczu odwozić dzieci do przedszkola zamiast, jak dziś iść w letnich sukieneczkach na luzie spacerkiem. Czas. Tak szybko mija, już wie i rozumie to nawet moja starsza córka. Pędzi nieubłaganie grając nam wszystkim na nosie. Zabiera ciepłe i pogodne wieczory, każe nam się starzeć, dodaje zmarszczek, żółci liście na drzewach, które jeszcze niedawno eksplodowały świeżą zielenią. I my jak te liście z biegiem czasu, z mijaniem lata, spowalniamy swoje kroki, bo czasem warto się zatrzymać, wziąć sobie dzień urlopu i spędzić go najlepiej dla siebie. Zjeść śniadanie w piżamie, nie martwić się o bałagan na stole, wyjść na spacer, gapić się na ludzi lub w niebo, upiec coś dobrego i cieszyć się tym czasem. 
Moje lato jest w tym roku bardzo aktywne. Nie panuję nad kalendarzem, ciągle  wyjeżdżam to tu, to tam, ale gdy wracam do Łodzi, do swojego mieszkania, zwalniam tempo, odwiedzam przyjaciół, dbam o siebie, dogadzam swoim bliskim i łapię chwile. Polecam każdemu!

I polecam również tartę, którą robię odkąd się pojawiają świeże truskawki i jak w moim niezawodnym cieście z owocami (link tutaj) zmieniam tylko owocową dekorację. Wczoraj na tapetę wjechała,


krucha tarta z mascarpone i białą czekoladą

z borówką amerykańską

Składniki:

250 gr mąki
50 gr cukru
150 gr masła (zimnego)
1 łyżka bardzo zimnej wody
250 gr mascarpone (może być też ciut wiecej)
1 tabliczka białej czekolady

Składniki na ciasto szybko zagniatamy i zbijamy w kulę. Wkładamy na ok 30 min - 1 godzinę do lodówki.
Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i łączymy (mikserem) z mascarpone w jednolitą masę. Wkładamy do lodówki.
Formę do tarty (u mnie duża z Ikea) smarujemy masłem, wykładamy ją ciastem. Wierzch ciasta nakłuwamy widelcem. Pieczemy 30 min w 180 stopniach aż ciasto nabierze złoty kolor. 
Po upieczeniu studzimy i wykładamy na wystudzony spód krem. Dekorujemy owocami.
Najlepiej smakuje schłodzone min 2 godziny w lodówce, ale wiem... ciężko się oprzeć ;)



środa, 24 lipca 2019

Dlaczego postawiłam na dom pod miastem będąc mieszczuchem?


Posiadanie domu to dla niektórych pewien luksus. To prawda. Wybudować się w tych czasach i nie zwariować to luksus, rzadkość, ale jakże satysfakcjonująca i niezapomniana przygoda dla każdej rodziny. Jeszcze jak się stawia ten wymarzony, upragniony dom za swoje, czyli częściowo uzbierane ciężką tyrką już od studiów, tym co rodzice dać mogli, po bankowe żetony. Jakaż to jest satysfakcja i radość w sercu, gdy podpisze się ten akt notarialny, na którym widnieją Wasze nazwiska, człowiek staje się nagle taki niby większy, poważniejszy, na pewno radosny bardzo. I gdy wypije się tą butelkę wina z mężem w tej niepohamowanej radości wieczorem, gdy dzieci wreszcie zasnęły, za coś co się udało razem fajnego zrobić dla siebie i swojej rodziny. Czy fajne, to się dopiero okaże jak dzieci podrosną i zaczną kręcić nosem, że na wsi mieszkają, ale ten ich beztroski rozwój do tego czasu jest dla nas bezcenny.

czwartek, 17 stycznia 2019

"Klusie misi" według Marysi


To było sztandarowe danie kuchni mojej mamy. Tak jak gofry, naleśniki, żurek z kuleczkami. Tak jak budyń z sosem malinowym czy zupa "nic". Mamy umieją. A babcie to już w ogóle! Smak tych potraw zapamiętuje się na całe życie i chce się je odtwarzać w swoim domu. Przenieść ten pierwiastek historii, ciepła i bezpieczeństwa na swój kwadrat, robiąc dla swoich najbliższych coś, co kiedyś wywoływało w naszych sercach radość, coś co rozpływało się w ustach i prowadziło jak latarnia morska marynarzy do domu. Co jeszcze mamy i babcie umieją? Umieją wykorzystać te swoje kulinarne atuty w chwili, kiedy potrzebujemy tego najbardziej. Zakotwiczeniu się w cieple domowego ogniska gdy jest źle, gdy dostało się złą ocenę w szkole, odwołali dodatkowe zajęcia, chłopak rzucił lub po prostu jest nam smutno. Wtedy wjeżdża do pokoju mama czy babcia niczym anioł, w kuchennym fartuchu i serwuje nam ot, kluski! Ale to są kluski, które rozpływają się w ustach niwelując wszelkie negatywne uczucia, emocje czy spory. Są delikatne, tanie w wykonaniu i doskonałe w swojej prostocie. To takie rodzinne slow food, okraszone miłością.

wtorek, 15 stycznia 2019

Zastani w bezkresach



Świat się zatrzymał. A ja wraz z nim. Zatrzymałam się w bezkresie oszołomienia, załamania i smutku. Moje serce przez chwilę przestało bić, jak serca milionów Polaków. Poczułam się taka mała, bezbronna, nic nie znacząca dla świata. Bo świat jest zły. Ja takiego świata nie kupuję! Za każdym razem, gdy tylko uwierzę, odbuduję swoją nadzieję, zaufanie i wiarę w dobro, wytłumaczę sobie to, co często trudne do wytłumaczenia, zacznę się łudzić, nagle dostaję obuchem w łeb! I znów przystaję na chwilę na krawędzi zastanawiając się po co to wszystko. Przestaję wierzyć w siłę dobra nad złem, w organy sprawujące pieczę nad państwem i ludźmi. Wymiar sprawiedliwości i miłość. Przestaję ufać i nie chcę się starać. Buntuję się wewnętrznie na znak protestu dla świata. Nie zadaję sobie pytań "gdzie był Bóg?". Prędzej pytam "co dalej, co teraz?". Jak zwykle otrząśniemy się po jakimś czasie i będziemy żyć. Bo przecież życie toczy się dalej niezależnie od tego co się stało. Życie będzie się toczyć dalej ale z wszystkimi tego czynu konsekwencjami. Z poddaniem się Wielkich i chwilową rezygnacją z czynienia dobra. I pomimo tego, że dobro powraca, to jednak człowiek zastanawia się nad jego sensem. Można zadawać sobie pytanie jak daleko to zaszło? Ile jeszcze zginie osób z rąk szaleńców?"Dziwny jest ten świat,

niedziela, 13 stycznia 2019

Podsumowanie 2018 - (na Waszą prośbę)


Miałam tego nie publikować, a jednak! Część z Was pisała, pytała, jaki procent planów z 2018 roku udało się zrealizować dzięki przelaniu tego na papier. Otóż procentów wyliczać mi się nie chce, ale zamieszczę Wam moją listę rzeczy, które udało mi się spełnić, których niestety nie mogłam wykonać z różnych przyczyn. Zazwyczaj były to powody finansowe i czasowe. Przyspieszyliśmy realizację planów związanych z budową domu, a co za tym idzie przyszło nam odbyć wiele spotkań z projektantami i wykonawcami zleceń. Miniony rok uznaję za baaardzo udany, a już nie chcę sobie wyobrazić jak będzie wyglądać rok obecny, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli. 
Mówią, że "tam, gdzie są duże chęci, przeszkody nie mogą być zbyt wielkie." Staram się pozytywnie patrzeć na te przeszkody i sukcesywnie realizować swoje cele, czego i Wam życzę! Stay positive 😍

Podsumowanie 2018 

wtorek, 8 stycznia 2019

2019 wjechał!



Wjechał 2019, szybko, niepostrzeżenie, z hukiem za oknem i śpiącymi niewinnie dziećmi w łóżkach. Z dużą ilością białego wina i śmiechem bliskich przy boku. Witaj NOWY! Bądź łaskawy, bo to, że będziesz szalony, to już wiem. Takiego sobie cię zaplanowaliśmy i będziemy grać w tym duecie przez najbliższe trzysta ileś dni. Poprzedni rok był dobry. Zrobiłam kilka podsumowań w głowie i na papierze, przeanalizowałam wiele spraw i metod postępowania zarówno w realizowaniu swoich celów jak i spraw ogólno życiowych. W poprzednim roku wyznaczyłam sobie 20 spraw i zadań do wykonania (link) i po głębszej analizie jestem zadowolona. Resztę nadrobię w tym roku. 

Mój sposób na wyznaczanie celów i zadań

Otóż rok temu założyłam sobie plan całoroczny. Minusem takiego postępowania jest to, że w styczniu... maju... mamy perspektywę jeszcze wielu miesięcy na wykonanie zadania. Niestety życie pędzie i nim się obejrzymy i jest listopad. I zaraz grudzień i Święta i totalny brak czasu.
W tym roku postanowiłam podzielić rok zadaniowy na kwartały. Jako że plany mamy dość sprecyzowane, to mniej więcej jestem w stanie ocenić, co i kiedy będę mogła oraz będę potrzebowała zrobić. Oczywiście część rzeczy może się zmienić i poprzesuwać w czasie, ale w efekcie końcowo rocznym musi być zadanie wykonane
A zatem: