piątek, 23 czerwca 2017

Szkolna Brać i ekspresowe muffiny z owocami


Od zawsze ta sama. Ten sam budynek... zmieniały się tylko piętra, sale, nieczęsto nauczyciele, przedmioty, obowiązki i koledzy. Ci starsi, w których się podkochiwałam kończyli kolejne klasy, zbliżając się coraz bardziej do opuszczenia jej murów na zawsze. Moja szkoła. Mieszkając w małym miasteczku, skazani nieraz byliśmy na swoje towarzystwo od 3 roku życia do matury. To niebywałe! Pomyślcie sobie ile razy zdążyliśmy się pokłócić, pogodzić, przestać odzywać, ile nóg złamaliśmy na trzepaku czy rolkach i ile lat staliśmy razem ramię w ramię w dniu zakończenia przedszkola... podstawówki, gimnazjum i liceum.  Znaliśmy się od podszewki, często nazywając swoich rodziców ciotkami i wujkami. Wybieraliśmy wspólnie fakultety, zapisywaliśmy się na kółka naukowe, razem paliliśmy papierosy w toalecie i uciekaliśmy przed nauczycielami do parku czy za kino. Wczoraj fejsbuniu przypomniał mi
zdjęcie z przedszkola, które jedno z nas wrzuciło jakiś czas temu na swoją stronę... stoimy tam tacy śmieszno-fajni, poubierani w obciachowe (wtedy, najlepsze ciuchy), szczerząc się do pana robiącego nam grupowe zdjęcie. Większość z nas nie ma wszystkich zębów a dziewczyny mają frotki (takie frotki wielkie) we włosach. Z większością ludzików dotrwałam do liceum. Z Michałem tańczyłam na przedszkolnym przedstawieniu poleczkę a za 13 lat wygłupialiśmy się na naszej studniówce. Przeżywaliśmy wspólnie pasowanie na ucznia mając te 7 lat, i paliliśmy papierosy na dachu szkoły w przerwie między egzaminami maturalnymi (do momentu, kiedy nie zobaczył nas na kamerach Burmistrz i poinformował Dyrektora :D. Obu Panów serdecznie pozdrawiam!!! ❤) Do dziś mam kontakt z częścią osób, teraz obserwujemy na fejsbuniu swoje dzieci i piszemy czasem do siebie. Te niezapomniane ogniska na plaży w ostatni dzień szkoły po rozdaniu świadectw, to siedzenie wspólnie bez smartfonów i gadanie długimi godzinami, lub słuchanie chłopaków grających na gitarach (Alik, Dolik, Góral... ❤). Takie to fajne, nietypowe. To pójście z rodzicami po rozdaniu świadectw na najlepsze lody koło fryzjera do Pani Krysi, jak się miało czerwony pasek (nie ten na d*** ;)) Tak często tęsknię za tymi czasami. Byliśmy tacy radośni, zgrani, później często zbuntowani... tacy fajni! 
Dziś mogę stwierdzić, że jako pokolenie piszące ręcznie ściągi godzinami po nocach na karteczkach, pokolenie wychowane na trzepaku z obciachowymi frotkami we włosach, w kreszowych dresach, dzieciaki z małego nadmorskiego miasteczka, mieliśmy fajne dzieciństwo! Żałuję, że nie mogę iść dzisiaj na lody do Pani Krysi ani rozpalić końcoworocznego ogniska na plaży i w ukryciu wydm napić się Reddsa ;)


Dziś robię rodzinie niezawodne, mega szybkie muffiny, na które każda z qmpelek chce przepis! A zatem dzielę się! :*

Szybkie muffiny z owocami
lub bez... ;)




Składniki:
2 szkl. mąki (można użyć 50:50 zwykłej z pełnoziarnistą)
3/4 szklanki cukru
1 łyżeczka cukru waniliowego (ja używam domowego)
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
2 jajka
1/3 szkl. oleju lub roztopionego masła
1 szkl. mleka (może być roślinne, np. kokosowe z tego przepisu)
2 garści borówek amerykańskich, jagód (mogą być mrożone), pokrojonych truskawek lub innych owoców

Mąkę, cukier, proszek do pieczenia, wkładamy do miski i mieszamy, następnie dodajemy resztę składników (poza owocami) i mieszamy (ja używam trzepaczki) do połączenia składników. Następnie dodajemy owoce i delikatnie łączymy z masą.
Wkładamy do papilotek do 3/4 wysokości i pieczemy w rozgrzanym piekarniku do 175 stopni przez ok. 35 min. 

Dekoracja dowolna ;)







Wielkie pozdro dla całej mojej szkolnej Braci! Kto dotrze, niech udostępni... wróćmy wspomnieniami do tych fajnych czasów! ❤


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀