piątek, 16 czerwca 2017

Historie rodzinne i idealne ciasto drożdżowe


Leżałam sobie tak na tym szpitalnym łóżku, od tygodnia sama w sali, fajnie mi było, o ile można o jakiejkolwiek fajności w tej szczególnej dla mnie sytuacji mówić. Liczyłam na to, że nie dorzucą mi żadnej "nowej" (bo dla mnie leżącej któryś z kolei już tydzień, to każda była "nowa"), która będzie pytać o moją historię, a ja z grzeczności musiałabym jej opowiadać, a jakoś tak nieszczególnie w nastroju byłam do tego. Aż pewnego dnia weszli do mojego pokoju. Młode małżeństwo, całkiem sympatyczne, choć z moją czasową powściągliwością odwróciłam się w drugą stronę odpalając Kindla, co by nie było, że nachalna czy wścibska jestem. I skupić się na czytaniu nie mogłam bo on ciągle
rozśmieszał mnie swoim zachowaniem. Pozytywnie zakręcony koleś, traktujący swoją żonę jak królową angielską, i tego samego wymagający od personelu szpitala, który nie zawsze podzielał jego entuzjazm i uwielbienie do, swoją drogą, sympatycznej Pani małżonki. Ona wyszła zaraz, a raczej wytoczyła się z sali, jak to na nas ciężarówki przystało, na badania i zostaliśmy sami. I gdy nie przepadam za zbytnią otwartością tak na wejściu, sama tak nie potrafię, tak ten mnie kupił. Gadaliśmy z sobą, jakbyśmy się znali ładnych parę lat, wypytał mnie o wszystko przejęty losem swojej małżonki, która w złej sytuacji nie była, po prostu niedługo miała rodzić :D I tak zostali ze mną do końca. Ania - niemal moja bratnia dusza, i jej król Rodriquez. Dojeżdżał praktycznie codziennie, zanim przywitał się ze swoją Anią, przejrzał jej kartę pacjenta, wypytał poważnie o wszystko a przed KTG nie pozwolił nawet napić się soku porzeczkowego, coby nie było przekłamania w nadmiernej ruchliwości dziecka po tym rarytasie. Zaglądał położnym przez ramię gdy tylko coś do karty wpisywały i przejęty losem swojego lada chwila narodzonego pierworodnego, rozśmieszał nas tym do łez. I tak sobie kiedyś siedzimy, już na luzie, wieczorem gdy Rodriquez wypytawszy wszystkich o wszystko już poszedł, i Ania usłyszała, jak pani położna zwraca się do mnie po nazwisku (panieńskim, czyli pierwszym z dwuczłonowego :)) i mówi, ale jaja, ja też tak się nazywam!! Uśmiałyśmy się, bo nazwisko mniej spotykane niż typowy Kowalski, ale z racji tego, że rodziny nasze obie są z tego miasta, w którym dość typowe ono jest, brzydko mówiąc olałyśmy temat. Aż którejś nocy gadając jak kumpele na kolonii do późnych godzin nocnych, coś mnie podkusiło, i mówię: Anka, coś mnie gryzie to nasze nazwisko! Musimy to przegadać! I rozgryzłyśmy dość szybko, bo trudne to nie było, gdyż okazuje się, że po trzydziestu latach spotkałam swoją kuzynkę trzeciego pokolenia! Czyli nasi dziadkowie byli braćmi! OMG! Tylko ja wychowywałam się w Helu, a ona w Centrum. Spać cholera nie mogłyśmy, dochodząc co chwila do nowych, co lepszych historii i byłyśmy tak podekscytowane, że o 3 nad ranem chciałyśmy dzwonić do swoich mam z tym newsem. Odpuściłyśmy mamom do 7ej rano i po telefonach okazało się, że faktycznie jesteśmy bardzo bliską rodziną, tylko nic o sobie nic nie wiedziałyśmy, bo moi rodzice bardzo wcześnie przeprowadzili się nad morze. I tak od tej chwili legalnie mogłyśmy nazywać się siostrami! :D. To ja trzymałam jej dziecko na drugi dzień po urodzeniu, to ja kopałam w tyłek jak przerażona jechała prędko na porodówkę, to ja zeżarłam w 3 minuty w stresie jej ciastka, które mi zostawiła rzucając wszystko na łóżko w tym pośpiechu. To od niej zapożyczyłam określenie piersi po karmieniu jako "skarpetki z piaskiem", które tak Was rozśmieszyło w jednym z ostatnich postów. I choć totalnie nie rozumiem jak można nie lubić makaronu i jak mogą się podobać piegowaci i rudzi faceci, to pokochałam całym sercem i dnia bez kontaktu z nią sobie nie wyobrażam.

W dodatku odziedziczyłam od niej mega przepis, który nazywa się generalnie "Leniwiec", ale dla mnie to już zawsze będzie "Drożdżówka Anki". Ciasto faktycznie jest dla totalnie leniwych, dla zapracowanych, dla tych które niekoniecznie sprawdzają się w kuchni, dla tych z Was, które po pierwszym moim przepisie na ekspresową drożdżówkę, pisałyście mi, że boicie się robić ciasta drożdżowe. To jest ciasto dla Was! Ono wyjdzie zawsze, i niech rzuci pierwsza rękawicę ta, której ono nie wyjdzie! Zaproszę osobiście do siebie na wspólne pieczenie, a raczej stanie przy tym jak robi się samo :D Pokochał je mój mąż - leniwiec (hmm, czy to zbieg okoliczności?!), bo wreszcie wychodzi naprawdę wielka blacha i może je jeść bezkarnie (jeszcze ciepłe często!).

Dziękuję Ci Aniu za wszystko, za to, że odnalazłyśmy się po trzydziestu (sic!) latach, że dzięki Tobie umiałam przetrwać te ciężkie chwile w domu matek polek :), że jesteś moją pociechą na trudy dnia codziennego i wysyłasz mi zdjęcia, że też ci został taaaki brzuch po porodzie! 

Drożdżówka Anki


Ciasto:

1/2 opakowania świeżych drożdży
1 szklanka cukru
1 cukier waniliowy (ja daję 2 łyżki mojego robionego, przepis tutaj)
1 szklanka mleka 
1 szklanka oleju
4 duże lub 5 małych jaj
5 szklanek mąki (ja używam przeznaczonej do ciast drożdżowych) 

Kruszonka:

120 g mąki (ok. 5 czubatych łyżek)
70 g miękkiego masła (ok. 3 łyżek)
3 łyżki cukru

Opcjonalnie owoce, np. truskawki pokrojone w grube plastry. 

Jajka i mleko muszą być w temperaturze pokojowej!
Do ciasta używamy miski plastikowej, ceramicznej lub szklanej oraz drewnianej łyżki.
Żadnego metalu! Blachę wykładamy zawsze papierem do pieczenia.

1. W dużej misce rozkruszamy drożdże, zasypujemy cukrem, zalewamy mlekiem, olejem, rozbełtanymi jajkami i zasypujemy mąką. (Nie mieszamy!) 
2. Przykrywamy miskę lnianą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce bez przeciągów na
3 godziny. 
3. Po tym czasie robimy kruszonkę: mąkę, miękkie masło i cukier wyrabiamy, aby powstała kruszonka. 
4. Ciasto wyrabiamy drewnianą łyżką, mieszając w jedną stronę do dokładnego połączenia się składników.
5. Nagrzewamy piekarnik do 175 stopni.
6. Wylewamy ciasto na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, wykładamy (opcjonalnie) owoce i zasypujemy kruszonką.
7. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy 40-45 min.








Dziewczyny, która przeżyła podobną historię? A może słyszałyście o czymś takim? Bo my z Anką jesteśmy już historią opowiadaną przez położne w Centrum Zdrowia Matki Polki :) Tego jeszcze nie było!
Weekend idzie! Róbcie ciacho, zaczniecie piec je nałogowo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀