poniedziałek, 29 października 2018

Dom - dziupla dla złamanych serc (i leśny mech)

Czas gna! Dotarło to do mnie niedawno, gdy poszłam z moimi dziewczynami i mamą na spacer, ot taki spacer pokoleń. Z racji tego, że moje starsze dziecko zaczęło lubić spacery, kiedy to rok temu nie mogłam namówić jej na wyjście z psem za furtkę bo wolała okupować piaskownice całymi dniami, tak teraz dzielnie maszerowała z nami w swoich tenisówkach, śpiewając piosenki z przedszkola tudzież te, które nauczyli jej dziadkowie. Bardzo często myślę w jakim miejscu będę za 5 lat. 5 lat temu walczyłam ze złamanym sercem, pełna niepewności i niepewna samej siebie. Dziś
stoję twardo na ziemi szczęśliwa, że los pokierował mną tak, nie inaczej. Przekroczyłam magiczną trzydziestkę i bilans mojego życia wychodzi na plus. Reasumując wszelkie decyzje i kroki, te złe i te dobre, nie jest źle. Może jestem jak kot, który w efekcie zawsze spada na cztery łapy, a może po prostu ktoś czuwa nade mną. Mam cudowne dzieci, fajną rodzinę, rodziców, którzy o mnie dbają i troszczą się jakbym nadal była tą zagubioną dziewczyną sprzed 5 lat. Życie przelatuje nam przez ręce, a nasze dzieci tak szybko rosną, prawda? To po nich widzę, jak dużo czasu minęło odkąd podjęłam decyzję o powiększeniu rodziny, o znalezieniu sobie miejsca na ziemi, na którym stanie nasz dom. Cały czas ramię w ramię idąc z tym Jednym... facetem mojego życia. Jedynym. Jak dobrze, że spotkały się z sobą dwa odmienne charaktery, dwie inne osobowości, pasjonaci innych pasji, którzy jednak patrzą wciąż w tą samą stronę i idą wspólną drogą, krok w krok. Potykamy się czasem, ale każde z nas wyciąga do siebie rękę. I ten leżący w danej chwili zawsze wie, że na tę rękę drugiego może liczyć. To pewniak, od zawsze. I choć nie leżymy już tak bezkarnie na trawie nocą nad jeziorem popijając beztrosko browarki, bo wakacje z naszymi Rozkoszniaczkami przynoszą takie efekty, że codziennie po 22ej padamy na twarz, upijamy się jednym winem na spółę i budzimy przed 6 rano z pierwszym płaczem drugorodnej. Mimo to, dziewczyny są niesamowite. Są sensem naszego życia. Napędzają nas do działania i zaskakują każdego dnia czyniąc życie bardziej niesamowitym niż było zanim Je mieliśmy. Gonią się i biegają. Są takie szczęśliwe i pełne życia, czasem nie wiemy skąd tyle energii katalizuje się w tych małych organizmach. Marysia jest już taka mądra. Prawdziwa przedszkolaczka, która poprawia źle odłożoną przez Zuzię szczoteczkę do zębów, szuka mi telefonu po domu, krzyczy do mnie, że "nie tak się mamo umawiałyśmy" i rozśmiesza w samochodzie. Fejsbuk przypomniał mi dziś zdjęcie, jakie zamieściłam 2 lata temu, z małą Marysią. Dziś identyczna jest Zuzia. Mam wrażenie, że moje życie ostatnio to jakieś macierzyńskie deja vu. Mogę je mieć długo, nieskończenie długo. Niech trwa ta ich beztroska a my damy im dom, do którego będą chciały wracać, jak kiedyś ja do mojej mamy ze złamanym sercem.
















Niedawno Marysia poprosiła mnie abym zrobiła jej ciasto, jakie jadłyśmy razem w "Tubajce" podczas jesiennego spaceru. Wyszło pyszne. Dzielę się z Wami przepisem, zróbcie koniecznie!

LEŚNY MECH







Składniki na ciasto:

3 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
3 jajka
3/4 szklanki cukru 
2/3 szklanki oleju
1 opakowanie (450 g) świeżego szpinaku
Jajka muszą być wyjęte wcześniej i najlepiej na chwilę umieszczone w ciepłej wodzie - lepiej się wtedy ubijają. 

Składniki na krem:

250 g mascarpone 
200 ml śmietanki kremówki
3 łyżki cukru
Mascarpone i śmietanki powinny być dobrze schłodzone.


Szpinak zblanszować w garnuszku na małym ogniu aby zwiędł. Jeśli została woda, odcisnąć na sitku. Umieścić w blenderze kielichowym i zblendować na mus. 
Jajka umieścić w misce z cukrem i ubić na najwyższych obrotach na białą puszystą pianę. Następnie powoli wlewając olej miksować do połączenia składników. Dodać mus szpinakowy, wymieszać. Na samym końcu dodać mąkę z proszkiem do pieczenia i krótko zmiksować do połączenia się składników. 
Wylać do tortownicy (u mnie 24 cm) z wyłożonym dnem papierem do pieczenia i piec w 175 stopniach przez 40 min (do suchego patyczka). Po wyjęciu całkowicie wystudzić.

KREM:
Mascarpone, śmietankę i cukier umieścić w misce i ubijać mikserem na najwyższych obrotach do powstania sztywnego kremu.

Ciasto przekroić na dwie części, z górnej części "kopułki" wyjąć miąższ ciasta łyżką aby powstał puch. Pozostałej kopułki nie wykorzystujemy.
Na dół ciasta wykładamy krem i posypujemy pokruszonym ciastem w górnej części. 

Dekorujemy ciasto granatem, żurawiną. 

Smacznego!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀