Salon. Jakiś czas temu był przytulny, podzielony na dwie strefy... tę wypoczynkową i tę do pracy. Meblem, który go dzielił na owe dwie strefy była piękna, wygodna, trzyosobowa sofa stojąca vis a vis telewizora. Czyli tak jak to powinno wyglądać. Na stoliku kawowym stały kwiaty, był lniany obrus świece i jakoś to wszystko stanowiło swoją beżowo-brązowo-białą przytulną całość. I nagle sofa została wyproszona pod okno, stolik został brutalnie ogołocony z wszystkiego, przestrzeń się zrobiła w pokoju taka, że można teraz walca tańczyć,
nagle pojawiła się oczojeb**na mata edu, podobnej kolorystyki leżaczek-bujaczek, skrzętnie przeze mnie przykrywany szarym pledem, pełno rzeczy na podłodze, na które co chwilę człowiek wchodził bo co minutę zmieniały swoje położenie. Pominę fakt, że to wszystko szpeciło mi przestrzeń, w której się otaczałam i konkretnego miejsca dla nich nie było, co dla mnie - zboczeńca estetycznego, było jak nóż w serce, strzał w kolano czy przypalone ciasto na przyjazd teściowej. Powiedziałam stop! Trzeba znaleźć jakiś złoty środek dla jakże już odmienionego salonu, który od jakiegoś czasu zaczęliśmy dzielić z Nią - małą dziewczynką o imieniu Maryśka :) I wpadłam na pomysł, szukając to inspiracji w internetach (więcej na ten temat znajdziecie tutaj), to w głowie, pomęczyłam i podręczyłam trochę męża, trochę sprzedawców w sklepach, ale stworzyłam. Idealny kącik do zabawy dla Marysi, która niestety jak na razie swojego pokoju nie ma, ale może jak kiedyś będzie grzeczna to się dorobi ;). Także wilk syty i owca cała!
nagle pojawiła się oczojeb**na mata edu, podobnej kolorystyki leżaczek-bujaczek, skrzętnie przeze mnie przykrywany szarym pledem, pełno rzeczy na podłodze, na które co chwilę człowiek wchodził bo co minutę zmieniały swoje położenie. Pominę fakt, że to wszystko szpeciło mi przestrzeń, w której się otaczałam i konkretnego miejsca dla nich nie było, co dla mnie - zboczeńca estetycznego, było jak nóż w serce, strzał w kolano czy przypalone ciasto na przyjazd teściowej. Powiedziałam stop! Trzeba znaleźć jakiś złoty środek dla jakże już odmienionego salonu, który od jakiegoś czasu zaczęliśmy dzielić z Nią - małą dziewczynką o imieniu Maryśka :) I wpadłam na pomysł, szukając to inspiracji w internetach (więcej na ten temat znajdziecie tutaj), to w głowie, pomęczyłam i podręczyłam trochę męża, trochę sprzedawców w sklepach, ale stworzyłam. Idealny kącik do zabawy dla Marysi, która niestety jak na razie swojego pokoju nie ma, ale może jak kiedyś będzie grzeczna to się dorobi ;). Także wilk syty i owca cała!
I tak, w którąś styczniową sobotę, wybyłam z domu do sklepu z farbami, w celu zakupienia farby tablicowej, co by moje dziecko mogło sobie swobodnie w przyszłości nieodległej mazać i gryzmolić po ścianie, a i efekt żeby był fajny...
A zatem po kolei pokażę Wam nasze wspólne dzieło (bo tu cała nasza trójeczka brała udział w szykowaniu kącika dla Marii:))
Pojechałam do sklepu Tikkurili w naszej miejscowości o nazwie Uć z nadzieją, że dobiorę fajny kolorek do naszych ścian... ale Panowie ze sklepu (pozdrawiam serdecznie :D) przewyższyli moje oczekiwania mówiąc "zrobimy Pani każdy kolor!" i zgotowali sobie sami niezły los ze mną! God damn it! :D
bliska zawału, nie wspomnę o Panach, wreszcie wybrałam farbę tablicową LIITU w kolorze ciepłej, bardzo jasnej szarości (dla mężczyzn szara:)).
i przystąpiliśmy do dzieła...
powoli mój projekt nabierał kształtów...
aż kącik był gotowy w całości :)
Marysia:
body: Disney - Smyk
spodenki: carter's (podobne tu)
A w kąciku:
Poduszki wzorzyste: poszewki kupione na Allegro od polskiego producenta (podobne tutaj)
wkład do poduszek: IKEA
poduszka chmurka: IKEA
poduszka podłużna z ptakami: IKEA
skrzynka na zabawki (nasze wykonanie, ale o tym kiedy indziej ;))
obrazki: plakaty SmallDesign, ramki IKEA
dywan: IKEA
I JAK WAM SIĘ PODOBA???????? :)