wtorek, 14 listopada 2017

Słów kilka o smakach i jesienny krem rozgrzewający z pieczonej dyni


Treści o jedzeniu jest tyle, ile gospodarstw domowych. Przepisów, patentów, sposobów na najlepsze potrawy, których zapach ściąga do domu marynarzy, przemęczonych po pracy mężów, czy synów marnotrawnych. Dla mnie dom kojarzy się z jego specyficznym zapachem. Dom to nie tylko meble, kwiaty, cottonballsy, to nie tylko muzyka, która wypełnia wnętrze... to zapach. Zmieniający się z każdą porą roku, nastrojem opiekuna ogniska domowego
(bo przecież nie tylko my, kobiety jesteśmy jedynymi podtrzymującymi ogień ogniska, pamiętajmy o tych, którzy z nami dzielą ten dom przecie...). Wiosną szalejemy z koktajlami, oczyszczamy organizm jarmużem, selerem naciowym, wietrzymy mieszkania wpuszczając do nich powiew wiosny. Letni dom pachnie truskawkami, owocowymi tartami i arbuzadą połączoną z limonką lub czymś bardziej wyskokowym w zależności od zależności ;) Późnym latem i wczesną jesienią zapach przemienia się w szarlotkę z cynamonem, kawę z kardamonem czy tartę ze śliwkami, żeby jesienią i zimą otulać wszystkich zapachem rozgrzewającej herbaty z imbirem, kremem z dyni, nutą czekolady, cięższymi od letnich tart sernikami czy budyniem waniliowym, o który prosi mnie Marysia gdy jej smutno lub gdy ma gorszy dzień. Tak, małe dzieci też mają gorsze dni... grunt, że wie co jej poprawi humor! Ja jesienią zamieniam się zazwyczaj w talerz zupy. Zazwyczaj kremu, takiego rozgrzewającego, z czosnkiem, imbirem, kurkumą. Gdy wrócę zmarznięta z dworu, podgrzewam taką zupę i potrafię nawet samą jeść na kolację z kubka od herbaty. Od razu mi lepiej, cieplej i przyjemniej. Sam kolor, aromat, smak sprawiają, że zwiększa mi się poczucie bezpieczeństwa i jest mi dobrze. To jest takie moje comfort food i comfort life... tak w sumie niewiele mi potrzeba, prawda? I dobrze!  
A jaki jest Twój ulubiony smak i potrawa jesieni? Napisz koniecznie!

PS. Wszystkie wspomniane pyszności podlinkowałam, gdyby naszła Was na coś ochota ;) 


Jesienny krem rozgrzewający
z pieczoną dynią, imbirem i czipsami z ciecierzycy



Składniki:

1/2 batata
1 duży ziemniak
1 dynia (ważąca ok. 2 kg)
2 ząbki czosnku
cebula
3 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżeczka kurkumy
kawałek świeżego imbiru (ok. 2 cm)
1/2 łyżeczki chilli
2 listki laurowe
3 ziarenka angielskiego ziela

Cieciorka z piekarnika

1 puszka ciecierzycy
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżeczka tymianku
1/2 łyżeczki chilli

Puree z dyni

Dynię umyć, pokroić na kawałki i umieścić w naczyniu żaroodpornym wyłożonym papierem do pieczenia. Przykryć folią aluminiową (nie musi być bardzo szczelnie). Wstawić do rozgrzanego do 220 stopni piekarnika na ok. 30 min (sprawdzamy widelcem czy dynia jest miękka). Po wyjęciu, oddzielić miąższ od skórki. Powinno samo odchodzić. *Jeśli chcemy uzyskać puree to blendujemy na mus. Można je przetrzymywać w słoiku  do 3 dni w lodówce.

Pieczona ciecierzyca
Puszkę ciecierzycy odsączamy dokładnie na sitku. Wsypujemy do miseczki, skrapiamy oliwą, dodajemy chilli i tymianek, mieszamy. Wysypujemy całość na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy w 200 stopniach ok 25 min.

Do garnka wlać ok 1 litr wody. Dodać ziele angielskie, liść laurowy, zagotować. Dodać obrane i pokrojone w kostkę bataty i ziemniaka. Gotować do miękkości. W tym czasie przesmażyć na oliwie cebulkę z czosnkiem, na sam koniec dodać starty bądź pokrojony w kostkę imbir i dodać do zupy. Upieczoną dynię z oddzielonym od skóry miąższem dodajemy do zupy i chwilę gotujemy. Blendujemy bardzo dokładnie całość, posypujemy upieczoną ciecierzycą.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀