poniedziałek, 24 września 2018

O tym jak zaczęłam lubić piasek



Nachodzą mnie ostatnio takie głębsze refleksje. Spowodowane są one wydarzeniami w moim życiu na przestrzeni ostatnich lat i tym, jak bardzo te wydarzenia wpłynęły na kształt mojego życia.Wydarzenia te to ciąża, a raczej ciąże, prawie jedna po drugiej, to rodzenie, opieka nad dziećmi, aby nie używać "siedzenie w domu" znienawidzonego przez większość kobiet. To rezygnacja z naprawdę wielu rzeczy. Ze spontanicznych wyjść na miasto, z delegacji, ze spania do 10ej rano w sobotę, z powolnego picia kawy w łóżku i jedzenia omletów, które zrobił dla mnie mąż w niedzielny poranek, kiedy to słowo poranek miało inny wymiar i przypadało w zupełnie innym zakresie godzinowym. Teraz zazwyczaj o godzinie 8 rano jesteśmy już po śniadaniu. A ja niemal zawsze jestem już lekko zmęczona. I na pewno nie tym, że poprzedniej nocy oglądałam jakiś fajny dramat do 2 i wypiłam butelkę wina z mężem. Dramat to teraz jest jak Zu się budzi przed 6 w szampańskim humorze w niedzielny poranek (czyt. skoro świt) albo i nieszampański, wtedy jest jeszcze gorzej. Na szczęście jej starsza siostra
należy do tych dzieci, które w razie pożaru należy przenieść z łóżkiem w bezpieczne miejsce, i chwała jej za to, bo ona już swoje poranne przeginanie wykorzystała. Teraz często zamiast iść na niedzielny obiad na aglio olio do Tawerny w Manufakturze czy na burgera na Offie, gotuję rosół, bo pomidorowa i rosół to szlagiery kubków smakowych mojego starszego dziecka. Rosołu swego czasu nie cierpiałam, mąż do tej pory nie może się przekonać do tego zacnego dania. Ale na rosole można zrobić na drugi dzień pomidorową i wtedy wilk syty i owca cała. Przy dzieciach zmienia się nie tylko jędrność brzucha i wypukłość kręgosłupa, zmienia się totalnie wszystko. Kiedyś przebywając na plaży, a jako dziewczyna znad morza miałam tę stałą przyjemność, walczyłam z każdym ziarenkiem piachu na mojej dłoni, bo wrażliwcem na tym punkcie byłam okropnym, natomiast teraz klepię babki z piasku w piaskownicy z moimi córami niemal co dzień i musiałam spokornieć  i odwrażliwić się na wiele rzeczy również. Kiedyś często mówiłam nigdy. Teraz to słowo powoli wyprowadza się z mojego słownika na dobre. To wynika ze świadomości tego, jak życie potrafi być przewrotne. Jak zmieniają się priorytety, albo trzeba po prostu wybrać lepsze zło, dobro rodziny, nie zawsze swoje. Od paru tygodni wiem, że moje życie zmieni się jeszcze bardziej, bo postanowiłam przedłużyć okres opieki nad Zuzią i podobnie jak z Mery, zostanę z nią w domu do jej dwóch latek. No chyba, że zadzwoni ktoś do mnie i zaproponuje stanowisko dyrektora za miliony... to też zostanę ;) Dużo się zmieni jak nie wrócę do pracy, we mnie się zmieni i będę musiała się trochę z tym przespać i wypić pewnie o jedną lampkę wina więcej by przetrawić tę decyzję, pomimo tego, że wiem iż jest jedyną dobrą w tym momencie. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny i zawsze dzieje się po coś. Moje życie teraz szybko biegnie, mamy dużo planów, które się realizują i ktoś musi być na miejscu. A to, Postanowiliśmy, że to będę ja. Będę tą szyją domu, piastunką ogniska bo to mi całkiem dobrze wychodzi, a z czasem może i pozwoli zrealizować moje plany, takie tylko moje.
A Wy Dziewczyny, jak sobie radzicie z ogarnianiem spraw domowych, opieką nad dziećmi, pracą? Jestem strasznie ciekawa i będę wdzięczna za słowa otuchy bo taka całkiem twarda i pełna optymizmu codziennie nie jestem ;) 

Na przekór pogodzie wrzucam moje wieśniary sprzed tygodnia. Pamiętacie, że jeszcze w czwartek było 28 stopni?













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀