Nastała jesień, a z nią spokojniejsze życie. Spokojniejsze w tego słowa znaczeniu, że nie trzeba ciągle pędzić. Za słońcem, za złotymi polami, spacerami, placami zabaw przepełnionymi dziecinnym gwarem. Nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że nie chce się wyjść na spacer, na lody, czy rower. Nie trzeba mieć wyrzutów, że chce się posiedzieć dłużej w domu, posprzątać sobie, napić się kawy, upiec coś dobrego, żeby to mieszkanie zamieniło się z letniego hotelu na prawdziwy dom. My latem traktujemy często swój dom jak hotel, wpadamy i wypadamy, jemy, śpimy i uciekamy. Do parku, do lasu, na miasto, na wakacje, do znajomych. Chcemy wycisnąć to lato jak cytrynę, spożytkować każdy dzień. Jesień według mnie rządzi się swoimi prawami... nie jest taka wymagająca wobec nas. Pozwala powłóczyć się dłużej w piżamie w sobotni poranek, z kubkiem kawy w ręku, zjeść leniwie pankejki w niedzielę, włączyć jakiś film czy bajki dzieciom, zapalić popołudniu świece i poczytać książkę, posłuchać popołudniowej siesty w radiowej trójce czy napić się lampki wina z mężem. I choć takie schematy dla nas rodziców są rzadkie, bo małe atomy, poruszające się zwykle po naszym mieszkaniu z prędkością światła, a mianowicie nasze dzieci, uwielbiają często
zmieniać nasze plany lub je totalnie rujnować. Jednak warto dbać o takie małe chwile, które każdemu z nas dają radość i sprawią, że to popołudnie czy weekend wypełni nas takim blaskiem i spokojem charakterystycznym dla jesiennej aury. Uwielbiam to, i choć u mnie takie chwile są na wagę złota i zdarzają się bardzo rzadko, bo moje dzieci wyjątkowo dbają ostatnio abym nawet na chwilę nie poczuła się w klimacie hygge, to jednak wierzę, że te chwile nastąpią i obecnie liczę ich nanosekundy w tej długiej dobie wczesnego macierzyństwa. I tak uwielbiam zatrzymać się w domu na dłużej, wstawić ciasto do piekarnika, zaparzyć sobie kawę czy na szybko zalać rozpuszczalkę i choć przez chwilę cieszyć się swoją kanapą, książką, wrzosem za oknem, świecami, obecnością Tego, który lubi to samo co ja. I tak fajnie bo właśnie minęło 9 lat jak mieszkamy razem, to nadal lubimy to samo albo i coraz więcej :) A jak to ciasto się piecze to siadam na podłodze w kuchni i przytulam się do ciepłej szyby piekarnika, rozkoszuję się zapachem unoszącego się aromatu i sobie tak siedzę. Teraz coraz częściej ta czynność zamieniła się w mniej samotne siedzenie, wzbogacone dodatkowo w układanie puzzli czy odgadywanie kart Kapitana Nauki. Ale i to jest fajne... Ważne, że razem, że chętnie, wesoło, spokojnie bo o to teraz zabiegam najbardziej w moim szalonym i niepozornie wywrotnym życiu. A tej jesieni, jak tak siedzę przy tym piekarniku to najczęściej czuję zapach czekolady. Dużo czekolady, ciemnej, cudownej, leczącej poszarpane codziennością nerwy, złamane serca, wprowadzającej w klimatyczne popołudnie czy weekend, będącej świetnym afrodyzjakiem (zapewniam!), bo jeśli nawet nie mamy kogo kochać to możemy przecież kochać samych siebie! :D Ba, nawet trzeba! Gdy spróbujecie tego ciasta, to będzie orgazm, dla podniebienia (to też zapewniam!). Już nie wspomnę o prostocie jego wykonania, co jeszcze bardziej skłania mnie do wypełniania jego zapachem mojego domu w tę jesienną aurę. No bosko!
Uśmiechnij się też do swojej jesieni 😉
Totalnie idealne BROWNIE
niesłychanie czekoladowe, słodkie, lekko wilgotne w środku, po prostu idealne. Wystarczy mała kosteczka do kawy a cały świat nabiera blasku!
Składniki:
2,5 tabliczki (300 g) gorzkiej czekolady (u mnie 70% kakao)
1 kostka masła (200 g)
3 jajka
1 szklanka cukru
1 szklanka mąki (można zmieszać 50:50 zwykłej pszennej z pełnoziarnistą)
1 łyżka ekstraktu waniliowego
Masło i połamaną czekoladę (2 tabliczki) umieścić w rondelku i na wolnym ogniu rozpuścić, od czasu do czasu mieszając. Zestawić z ognia. Jajka z cukrem ubić przez chwilę trzepaczką, dodać roztopione masło z czekoladą i wymieszać. Następnie dodać mąkę, ekstrakt waniliowy i wymieszać. Resztę czekolady (pół tabliczki) zetrzeć na grubej tarce.
Ciasto wylać do formy wyłożonej papierem do pieczenia i posypać czekoladą.
Wstawić do nagrzanego do 160 stopni piekarnika i piec 30 min.
Smacznego 😍
Na spacerze:
Marysia:
czapka - Reserved
kurtka - Smyk
buty - Mrugała
Ja:
kurtka - Orsay (stara kolekcja)
szal - Reserved
buty - Deichmann
spodnie - Stradivarius
Na stole:
Książki - "Suma drobnych radości" Agnieszka Burska - Wojtuńska
"Hygge. Klucz do szczęścia" Wiking Meik
Świeczniki - Pepco (stara kolekcja)
Plakaty w ramkach - Jysk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze 😀