Należę chyba do skrajnej mniejszości osób, które nie przepadają za Sylwestrem. Te podsumowania minionego roku, konieczność ubrania uśmiechu, dmuchania balonów, rozwijania serpentyn, zakładania szpilek czy innych eleganckich bucików, kiedy wewnętrznie najchętniej założyłabym wełniane skarpety, zaparzyła sobie dobrą herbatę, napiła się wina, bez obowiązku zabawy i obejrzała "Take This Waltz", czy inne filmidło powodujące na mojej twarzy zadumę, smutek lub radość. Mam tak od dziecka, że gdy były Sylwestry to jakoś humor mój krążył bliżej chandry niż szampańskiej głupawki. Może wynikało to z nieatrakcyjności mojego miasta, w którym się nic nie działo, a jak raz, pierwszy z resztą podczas domówki poszłam pod ratusz ze znajomymi o północy, to trafiłam na przyjezdnych
kiboli z Gdyni, którzy zrobili masakrę na ulicy, a dziewczyna stojąca obok mnie oberwała rozbijającą się na jej głowie butelką pseudoszampana. Więc podziękowałam za następne wyjścia serdecznie i czekałam, aż wreszcie kiedyś wyrwę się gdzieś na studia i z moim rycerzem na białym koniu zacznę żyć jak mi się zamarzyło. Ot takie dylematy nastolatki z małego miasta. I udało się. Bez rycerza i białego konia, co prawda, ale przy boku wspaniałego faceta, który do teraz wspaniały pozostał. Kocham swoje życie, uwielbiam spotykać się z przyjaciółmi i odkąd znalazłam się w Łodzi, to praktycznie od jakiś ośmiu lat Sylwestry spędzałam w gronie tym samym, jakże zacnym i cudownym, bo najbliższym. I jedynie z biegiem czasu zmieniliśmy kluby i akademik na własne mieszkania wymieniając się raz u nas, raz u Was... I trach! Urodziły się dzieci. I prawie każdy a nas zamienił szpileczki na domowe pielesze, w zależności od sytuacji. Bo jak tu się spotykać jak latorośl nieimprezowa o 19 do łóżek idzie a instytucja babcia ho ho daleko. Także, na najbliższe kilka lat, kiedy się sytuacja unormuje postawiliśmy na bardzo rodzinnego Sylwestra we trójkę plus pies, oczywiście z perspektywą rozwijania liczebności uczestników :) Rok temu ledwo zwlekłam się z łóżka w chorobie by paznokieć i oko podmalować w ten ostatni dzień w roku, popijając truskawkowe Piccolo gdyż ssak mleczny spał za ścianą. W tym roku choć zdrowsza bardziej, to mniej ochocza trochę bo jakoś w tej ciąży czuję się niewyjściowa a i problemiki pewne się zaczęły więc leżenie wskazane najbardziej. (Jednak same widzicie, córki moje dają matce popalić już nawet przed wyjściem na świat). I tak jakoś w tym roku wyjątkowo nieochoczo podeszłam do tego Sylwestra, ba nawet huśtawką hormonów moich się oberwało mojej rodzinie biednej. Mężowi memu dziękuję po stokroć za anielską cierpliwość do moich obecnych wybuszków, dziecko mam nadzieję, że jeszcze nie zapamięta ;) I gdy tak udało się uśpić naszego roztańczonego upiora, wtuliłam się, tak jak chciałam w męża i ciepły kocyk, odpaliłam film i sącząc po raz kolejny no-alco drineczka w postaci smakowej wody oglądałam sobie filmidło, a później o północy życzyliśmy sobie we dwoje tego, na co najbardziej czekamy w 2017. Nie jestem typem samotnika, introwertyczki, zamkniętej na ludzi i spotkania. Ale uważam, że zabawa na siłę, nie ma sensu. Wiem, że za rok będzie inaczej. Czekam już na to tupiąc nogami, i choć znów kolejny mlekopijca będzie na mnie uwieszony, drugi będzie walczył z nami o kolejne minuty dancingu przy Hello 2018, to będę szczęśliwa. Nieprzepełniona obawą o dziecia noszonego pod sercem, bardziej sprawna, energiczna i pełna sił, choć niewyspana i z szarą facjatą, to szczęśliwa.
Nigdy nie robię żadnych postanowień noworocznych, ale z każdym 1 stycznia budzę się z dziwnym wyobrażeniem lekkości, czystości, pełna nadziei. Ten rok będzie dla mnie wyjątkowy. Pojawi się na świecie moje drugie dziecko, kolejna wymarzona córka. To będzie wyjątkowy rok, w którym muszę:
1. Grzecznie wyleżeć ile się da do maja,
2. Wyeliminować cukier z diety przynajmniej przez cały styczeń, a później ograniczać ile się da :)
3. Nie wydawać majątku na bodziaki, śpioszki i pajacyki w rozmiarze 56 dla Malutkiej, bo przecież mam tyle ubranek po Marysi. Kupuję jedynie tzw. "perełki" ;)
4. Nie korzystać z telefonu komórkowego podczas posiłków, spotkań z rodziną.
5. Pamiętać codziennie o koniecznych witaminach i lekarstwach w ciąży
6. Odwiedzić dentystę
7. Zorganizować baby shower, który zawsze mi się tak marzył, a nie było możliwości
8. Urządzić piękny pokoik dziewczynom
9. Zminimalizować (najlepiej do zera) używanie niecenzuralnych słów, bez wykręcania się koniecznością wynikającą z sytuacji i in.
10. Być dobrą dla siebie i szczęśliwą każdego dnia!
A z racji tego, że mamy karnawał, podaję przepis, który KAŻDA Z WAS musi wypróbować (o ile jeszcze go nie zna). To sałatka, prosta, efektowna i przesmaczna, której robienie mam obowiązek na każdą imprezę, czy to u mnie, czy gdzieś, niezależnie od okazji ;) Róbcie i zajadajcie, bo jest no serio pyszna :)
Sałatka warstwowa na każdą imprezę
Składniki:
30 dkg szynki konserwowej (ja kupuję z Sokołowa w puszce)
1 puszka ananasa w plastrach
1 duży por lub 2 małe (tylko biała część)
3 jajka
1 puszka kukurydzy
1 puszka kiełków fasoli
1 mały słoiczek majonezu
25 dkg sera żółtego
Ananasa, kukurydzę i kiełki odsączamy porządnie na sitku. Można zrobić to wcześniej i zostawić na min. godzinę. Jajka gotujemy na twardo, studzimy, obieramy. Szynkę konserwową ścieramy na grubej tarce, układamy na dole misy, ananasa kroimy w drobną kostkę i układamy na szynce. Pora (jasną część) przekrawamy wzdłuż i w zależności od jego grubości kroimy jeszcze raz wzdłuż na 2 lub 3 części i kroimy w drobne paseczki. Układamy na ananasie. Ścieramy jajka na grubej tarce i układamy na porach, następnie wysypujemy kukurydzę, na niej kiełki, wszystko zakrywamy warstwą majonezu i na sam koniec ścieramy żółty ser na średnich oczkach tarki (żeby sprawiał wrażenie puchu) i posypujemy nim majonez. Przykrywamy sałatkę i wstawiamy do lodówki aby się schłodziła.
Nakładamy ją najlepiej długimi łyżkami do sałatek, przechodząc przez wszystkie warstwy od góry do dołu.
A w skrócie układacie po sobie 😀
Szynka (starta na tarce)
Ananas (w kostkę)
Por (cienkie półksiężyce)
Jajko (starte na tarce)
Kukurydza
Kiełki
Majonez
Ser żółty
Smacznego!
A z racji tego, że mamy karnawał, podaję przepis, który KAŻDA Z WAS musi wypróbować (o ile jeszcze go nie zna). To sałatka, prosta, efektowna i przesmaczna, której robienie mam obowiązek na każdą imprezę, czy to u mnie, czy gdzieś, niezależnie od okazji ;) Róbcie i zajadajcie, bo jest no serio pyszna :)
Sałatka warstwowa na każdą imprezę
Składniki:
30 dkg szynki konserwowej (ja kupuję z Sokołowa w puszce)
1 puszka ananasa w plastrach
1 duży por lub 2 małe (tylko biała część)
3 jajka
1 puszka kukurydzy
1 puszka kiełków fasoli
1 mały słoiczek majonezu
25 dkg sera żółtego
Ananasa, kukurydzę i kiełki odsączamy porządnie na sitku. Można zrobić to wcześniej i zostawić na min. godzinę. Jajka gotujemy na twardo, studzimy, obieramy. Szynkę konserwową ścieramy na grubej tarce, układamy na dole misy, ananasa kroimy w drobną kostkę i układamy na szynce. Pora (jasną część) przekrawamy wzdłuż i w zależności od jego grubości kroimy jeszcze raz wzdłuż na 2 lub 3 części i kroimy w drobne paseczki. Układamy na ananasie. Ścieramy jajka na grubej tarce i układamy na porach, następnie wysypujemy kukurydzę, na niej kiełki, wszystko zakrywamy warstwą majonezu i na sam koniec ścieramy żółty ser na średnich oczkach tarki (żeby sprawiał wrażenie puchu) i posypujemy nim majonez. Przykrywamy sałatkę i wstawiamy do lodówki aby się schłodziła.
Nakładamy ją najlepiej długimi łyżkami do sałatek, przechodząc przez wszystkie warstwy od góry do dołu.
A w skrócie układacie po sobie 😀
Szynka (starta na tarce)
Ananas (w kostkę)
Por (cienkie półksiężyce)
Jajko (starte na tarce)
Kukurydza
Kiełki
Majonez
Ser żółty
Smacznego!
A Wy, jakie postanowienia macie na Nowy Rok?? Czynicie takowe czy nie, podzielcie się! Może zmotywujemy się nawzajem?
Ściskam noworocznie :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze 😀