No nie jest jak zwykle. Nie jest... I nie mówię tu o tym, że w pierwszej nie było mdłości, nie miałam wilczego apetytu, pracowałam do 5 miesiąca i codziennie mówiłam do brzucha z jakąś niesłychaną majestatycznością. Miałam czas na prowadzenie dzienniczka ciąży, starannego opisywania Marysi co i jak się dzieje z moim ciałem, jak bardzo na nią czekam i jak mnie pierdyknęła z kopniaka w żebra, gdy staliśmy w kolejce wtedy w IKEI. (Nota bene, jestem zauroczona obsługą tego sklepu, która ma podczerwień w oczach na ciężarne i matki z maluchami, aby zaprosić je poza kolejka do kasy). I ten oto dzienniczek prowadziłam niemalże do porodu. Miałam czas na czytanie kobiecych czasopism, tych parentingowych zwłaszcza, którymi obdarowała mnie przyjaciółka. Przeczytałam wspaniałą książkę "Położna. 3550 cudów narodzin"
Strony
▼
wtorek, 31 stycznia 2017
Druga ciąża
No nie jest jak zwykle. Nie jest... I nie mówię tu o tym, że w pierwszej nie było mdłości, nie miałam wilczego apetytu, pracowałam do 5 miesiąca i codziennie mówiłam do brzucha z jakąś niesłychaną majestatycznością. Miałam czas na prowadzenie dzienniczka ciąży, starannego opisywania Marysi co i jak się dzieje z moim ciałem, jak bardzo na nią czekam i jak mnie pierdyknęła z kopniaka w żebra, gdy staliśmy w kolejce wtedy w IKEI. (Nota bene, jestem zauroczona obsługą tego sklepu, która ma podczerwień w oczach na ciężarne i matki z maluchami, aby zaprosić je poza kolejka do kasy). I ten oto dzienniczek prowadziłam niemalże do porodu. Miałam czas na czytanie kobiecych czasopism, tych parentingowych zwłaszcza, którymi obdarowała mnie przyjaciółka. Przeczytałam wspaniałą książkę "Położna. 3550 cudów narodzin"
środa, 25 stycznia 2017
Pierwsze koty za płoty
I stało się, żeby nie powiedzieć udało. Pamiętacie moje rozterki w poście "Matka na rozdrożu"? Od tygodnia moje Dziecko usamodzielniło się trochę. Trochę uniezależniło ode mnie, a może tak mi się tylko wydaje. Ale na pewno można powiedzieć, że wyszło z domu. Do ludzi, do innych dzieci, do zabawy, obowiązków, do normalnego życia, choć jeszcze takiego dziecięcego, że szczoteczkami do zębów w kubeczkach, nocniczkami, i drewnianymi krzesełkami w wymiarze XXS, ale jednak już nieodwracalnego. Już mała nie spędza całych dni z mamusią, przytulona lub wrzeszcząca, buntująca się lub całująca mnie całymi dniami. Już nie tylko ja podaję jej pić, daję jeść, układam na drzemkę, namawiam aby zasnęła, była grzeczna, nie rzucała smoczkiem, nie histeryzowała z byle powodu. Nie tylko ja tulę ją gdy się przewróci i płacze,
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Domowa nutella na zdrowie!
Głośno ostatnio, oj głośno o uwielbianym przez nas (starych ;)), i mam nadzieję, że nie tych najmłodszych, przysmaku o konsystencji gładkiego, kremowego, rozpływającego się w ustach i niebiańsko smacznego kremu o nazwie Nutella. Smarowidło to, przeznaczone do konsumowania go na chlebie, chałce, z croissantem czy też naleśnikami, często wyjadane paluchem prosto ze słoika, lub w bardziej kulturalnej wersji - łyżką :) Kto tego nie zna, kto tego nie robił chociaż raz w swoim życiu, nie uwierzę, że istnieje 😋
czwartek, 12 stycznia 2017
Delikatna skóra dziecka i nowości od DERMEDIC
O tym, że dzieci mają bardzo delikatną skórę mówić nikomu nie muszę. Doskonale wiemy, że są dzieci ze skórą problemową, oraz taką, która szczególnej uwagi nie potrzebuje. Moja Marysia od początku miała ciałko jak alabaster, odkąd się urodziła wyznawałam zasadę, że mniej znaczy więcej. I oczywiście mogłam sobie na to pozwolić. Nie używałam polecanej przez położne w szpitalu oliwki dla dzieci, która niepotrzebnie zatyka pory skóry, nie smarowałam codziennie ciałka po kąpieli, jeśli już, to dodawałam parę kropli naturalnego oleju makadamia czy oleju ze słodkich migdałów do kąpieli i tyle. Marysia można powiedzieć, że dzięki dobrym genom ;) wyszła z brzuszka dość "opalona" i z bardzo zdrową skórką. Kąpiemy małą od urodzenia codziennie, jednak dostosowujemy starannie
poniedziałek, 9 stycznia 2017
Nasze "holizmy" i dietetyczne brownie z kremem daktylowym
Źródło: Pinterest |
Kobiety są zakupoholiczkami. Nawet jeśli się zarzekają, że nie, to są. Uwierzcie mi i nie obrażajcie się za to stwierdzenie, bo to co ja ostatnio widziałam w jednej z łódzkich galerii to była totalna i nieopanowana fala zakupoholizmu. Te młode, piękne i prężne, z nienagannym makijażem, jakby dopiero się wyrwały z próbnego w Douglasie, na wysokich obcasach (o zgrozo, podziwiam!), unoszące się między regałami z seksowną bielizną z wyprzedaży, a kolejnymi szpilkami i nową małą czarną, zerkające ponętnie na siebie w co drugim lustrze. Te nieco starsze, z większym bagażem doświadczeń, ukrytym pod spodniem cellulitem, obrączką na palcu lub i nie, ale z tapetą w telefonie, na której widnieją
wtorek, 3 stycznia 2017
Dobre Nowego początki i karnawałowa sałatka
Należę chyba do skrajnej mniejszości osób, które nie przepadają za Sylwestrem. Te podsumowania minionego roku, konieczność ubrania uśmiechu, dmuchania balonów, rozwijania serpentyn, zakładania szpilek czy innych eleganckich bucików, kiedy wewnętrznie najchętniej założyłabym wełniane skarpety, zaparzyła sobie dobrą herbatę, napiła się wina, bez obowiązku zabawy i obejrzała "Take This Waltz", czy inne filmidło powodujące na mojej twarzy zadumę, smutek lub radość. Mam tak od dziecka, że gdy były Sylwestry to jakoś humor mój krążył bliżej chandry niż szampańskiej głupawki. Może wynikało to z nieatrakcyjności mojego miasta, w którym się nic nie działo, a jak raz, pierwszy z resztą podczas domówki poszłam pod ratusz ze znajomymi o północy, to trafiłam na przyjezdnych