Strony

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Chwile grozy i pyszna tarta z kozim serem i cukinią


To miał być taki piękny dzień. Marysia wstała prawą nogą! I po drzemce, za drugim razem też :D, Zuzia spała cały dzień, co nie zdarza się zbyt często. A zatem mama miała czas dla siebie, co również nie dzieje się zbyt często, a raczej jest niezwykle rzadkie. No właśnie :D Zrobiłam pyszny obiad... no naprawdę czad! Nie wymagał on zbyt dużego poświęcenia ale musiałam coś zrobić z kozim serem przed wyjazdem i tak powstał pomysł na niego. Munsz wrócił do domu jak pies wąchając zapach unoszący się z piekarnika już od drugiego piętra, wszystko było pięknie, cud malina. Z racji tego, że przede mną były dwa tygodnie na wsi wśród jezior, postanowiłam pojechać jeszcze do naszego ukochanego parku na spacer, na kawę, spotkać się z przyjaciółmi. Spakowałam dzieci, ich torbę z niezbędnikami, jakimś cudem upewniając się, że wszystko jest, nawet te rzeczy, których nie sprawdzam za każdym razem. Chyba jednak matka ma jakiś szósty zmysł! I pojechaliśmy.
Oczywiście tak jak mi się chciało kawy z ulubionej Tubajki, tak Marysia od godziny pokazywała nogą swoje "bzium, bzium", jak będzie jeździć na hulajnodze. I pojechaliśmy. W parku czekali już na nas przyjaciele, z dużym psem, którego Mery goniła na hulajnodze, po czym pojechała na swój ulubiony plac zabaw, wymuszając pozostanie na nim. Zatem podzieliliśmy się, tatusiowie na placu zabaw, Mamusie spacerują z Zuzią i idą na kawę (czyż nie wspaniały i  jakże sprawiedliwy podział?! :))) Zbierając się powoli do domu, postanowiliśmy pochodzić jeszcze po kilku alejkach, żeby zmęczyć porządnie przed snem naszego gada, który wcale nie zamierzał jeszcze wracać, zaaferowany jazdą, gonieniem psa, i... obserwowaniem pięknej sesji zdjęciowej w plenerze, małej słodkiej dziewczynki, której towarzyszyło pełno biało różowych balonów wypełnionych helem. Słońce tak pięknie na wszystko padało, że aż tylko zdjęcia robić i cieszyć się chwilą... i nagle bach! Ryk, ona leży twarzą przyklejona do wybrukowanej alejki, na przodzie hulajnogi, jak długa. My jak to my, reagujemy początkowo lajtowo, na zasadzie Marysiu, łap zająca! żeby po chwili się ostro przerazić gdy już biegła w moją stronę z zakrwawioną bluzką, trzymając się za buzię. I teraz milion myśli na minutę... język? zęby? usta? broda? Broda! Masakra! Na szczęście miałam w naszej torbie zestaw, który nas poratował na pierwsze chwile. Octanisept, masa gazików jałowych, żeby zatamować krwawienie, plaster. Logistyka ogarnięcia się nie była łatwa, bo należało szybko reagować. Dzięki przyjaciołom się udało, bo zajęli się w tym czasie Zuzią, pomogli wpakować się do auta i po 5 minutach jechaliśmy z przerażoną i nadal sporo krwawiącą Marysią, leżącą mi na rękach na tylnym siedzeniu (proszę nie hejtować, wybrałam lepsze zło) na pobliskie pogotowie, żeby dowiedzieć się, że takich małych dzieci tu nie szyją (sic!). Zabraliśmy się do szpitala, gdzie lekarz zakleił Marysi jedynie brodę stripami, i kazał nie moczyć, nie brudzić opatrunku przez 10 dni (sic! x2). Rozumiecie, nie moczyć opatrunku na brodzie przez 10 dni. U 2-letniego dziecka, które jeszcze niezbyt idealnie je, wszystko teraz chce robić samo, ślini się podczas swoich histerii i bawi w piaskownicy! I non stop gada, ruszając przy tym żuchwą. A przed nami były wtedy 2 tygodniowe wakacje na wsi. Jesteście w stanie sobie wyobrazić moje przerażenie w tym momencie?! Na szczęście gdy tylko zajechaliśmy do domu, cały opatrunek wraz z plasterkami odpadł, masakra. Z powrotem do szpitala, skończyło się szyciem brody z dwoma szwami. Więcej strachu i płaczu, ale to chyba lepsze wyjście. Marycha była bardzo dzielna i jak widzieliście zapewne na FB (zdjęcia dla prawdziwych twardzieli ;)) zadowolona z tą rozwaloną brodą.


Na szczęście skończyło się tak. Mogło jeszcze gorzej, ale staram się o tym nie myśleć, nie rozpamiętywać, wyciągnąć wnioski i uzupełniać na bieżąco torbę w niezbędne rzeczy. Pamiętajcie, żeby mieć z sobą zawsze taką małą apteczkę, to co może się przydać w razie "W", bo z dzieckiem w każdym momencie, w najbardziej nieoczekiwanej chwili może się coś wydarzyć. Noście z sobą zawsze środek odkażający, plastry, gaziki, bandaż, picie, spray na komary, krem przeciwsłoneczny. Jakieś jedzenie, ubrania na zmianę, na ciepło, zimno, ale przede wszystkim te rzeczy, które w takiej sytuacji jaka nas spotkała pomogą w pierwszych chwilach. Żeby nie trzeba było tamować krwi chusteczką higieniczną czy nie daj Boże bluzą ;) I zakładajcie dzieciakom kask na głowę. Ja przyznam, że nie zawsze to robiliśmy. Nasze dzieciaki są tak bardzo nieprzewidywalne a chwile ulotne. Szkoda by było, żebyśmy z powodu naszej nieuwagi stracili coś co kochamy najbardziej. Szczęście i beztroskę naszych dzieci.

A z okazji tamtego wywrotnego dnia, podaję przepis na przypadkową tartę, która wyszła jak marzenie!

TARTA Z KOZIM SEREM CUKINIĄ I POMIDORAMI



Składniki na ciasto
300 g mąki 
125 g zimnego masła (pokrojone na kawałki)
4 łyżki lodowatej wody 
garść posiekanych liści świeżej bazylii (może być łyżeczka suszonych ziół prowansalskich, jednak świeża bazylia daje tu to "coś")
sól (opcjonalnie)


Składniki na farsz

250 g twardego sera koziego w kostce (u mnie z Lidla) 
8 plastrów cukinii 
2 żółte pomidory (mogą być pomidorki koktajlowe) 
rozmaryn 
pieprz 

Składniki ciasta zagniatamy, formujemy w kulę i wkładamy na min godzinę do lodówki.

Ser ścieramy na tarce o grubych oczkach, cukinię kroimy w plastry na ok. 0,5 cm, podobnie pomidory (nie trzeba zdejmować skórki, po upieczeniu łatwo będzie można się jej pozbyć na talerzu). 

Formę do tarty smarujemy lekko masłem lub oliwą, wykładamy równo ciasto, razem z bokami. Nakłuwamy ciasto widelcem. Wysypujemy na nie kozi ser i układamy plastry cukinii i pomidorów. Wstawiamy do rozgrzanego piekarnika na 175 stopni i pieczemy ok 40 min na poziomie 1/3 wysokości piekarnika, żeby składniki na górze, zbyt szybko się nie przypiekały. Gdy ciasto już będzie rumiane, wyjmujemy tartę z piekarnika i czekamy ok 5-10 min, aż się lekko zastygnie. Wtedy dużo łatwiej się ją kroi (ja to robię nożem do pizzy). Na koniec posypujemy tartę rozmarynem.

Smacznego :)








Pozdro od twardzielki ! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀