Nie mogłam dzisiaj spać, i to nie dlatego, że jestem w szpitalu, bo już się nawet dość przyzwyczaiłam do tego luksusu od tych trzech tygodni. Kiedyś myślałam, że zmiana kodu nie będzie mnie dotyczyć, owszem dotknie wyraźnie mojej metryki, ale nie mnie, tak emocjonalnie. A tu rozczarowanie na całej linii. Nie dość, że nie wygląda to tak jak sobie wymarzyłam, albo może jak mogłabym się spodziewać by wyglądały te urodziny. Gdzie mogłabym teraz być, jakie prezenty dostawać, jak rewelacyjne białe wino pić od południa gdzieś w greckim czy włoskim upale. Życie różnie się układa, sama sobie zgotowałam ten los, noo... w sumie to z munszem moim :D i nasze wyobrażenia i priorytety sprzed lat się zmieniły. Czy jestem szczęśliwa? Ważne, że
Strony
▼
wtorek, 25 kwietnia 2017
wtorek, 18 kwietnia 2017
Torba do porodu i szpitala dla mamy i dziecka
Nastała wiekopomna chwila, że czas to zrobić. Tym bardziej, że mój obecny pobyt w szpitalu, jak zwykle niespodziewany dał mi mobilizującego kopa, do tego aby pomyśleć i spakować wreszcie torbę do szpitala dla siebie i Zuzi. Oczywiście, zgodnie z tradycją będzie to robić pan Munsz na wariata ;) Mała podobnie jak Jej siostra dwa lata temu, pcha się na świat ile siły w nogach, a ja walczę by ją znów od tego powstrzymać. Z Marysią wywalczyłyśmy 8 tygodni, teraz mamy mniej, ale chociaż żeby jeszcze trochę wytrzymać. Jako doświadczona mama, po jednym już porodzie "z partyzanta", gdzie nawet torby dla Marysi nie wzięliśmy tylko na szybko moją, wiem, co tak naprawdę jest potrzebne podczas tego wyjątkowego dnia porodu i kolejnych spędzonych z maleństwem w szpitalu. Torbę taką warto mieć już przygotowaną na wylocie gdzieś w mieszkaniu na miesiąc przed porodem, chyba, że wierzycie i wiecie, że Wasz mąż czy partner po Waszym telefonie "Kochanie, zaczęło się", przebije się przez korki, przeleci nad miastem niczym Superman, czy też będzie rył jak kret w ziemi, żeby się do Was przebić, to możecie wpakować mu te torby do auta by nie zapomnieć w razie awarii (czyt. odeszłych wód, czy też innych).
niedziela, 9 kwietnia 2017
Na dobre i na złe
Nigdy nie lubiłam jak ktoś mi w czymś pomagał. Generalnie słowo "pomoc", kierowane w moją stronę odbieram dość negatywnie i buntuję się na samą myśl, że jak to... mnie w czymś pomagać?! Chyba żart! Taka Zosia - samosia od wieluuu lat, i Munsz taki sam. Do wszystkiego podchodzimy dość ambicjonalnie, a nasza niezależność, którą sobie wypracowaliśmy, i do której trochę zmusiły nas koleje losu oraz to, że od ponad 10 lat jesteśmy w Łodzi sami, zdani tylko na siebie, i to nam w sumie bardzo odpowiada. Lubimy swoją niezależność, brak konieczności tłumaczenia się z tego i owego, robienie tylko tych rzeczy, na które mamy ochotę i które sobie sami zaplanowaliśmy.