Strony

czwartek, 30 czerwca 2016

łódzkie weekendy na trawie


Pamiętam, przyjechałam tu do kuzynki na ślub. Miałam 14 lat, był początek października, właśnie zjeżdżała się brać studencka, która po lecie abroad na work&travel, tudzież na zmywaku w nadmorskich kurortach, spragniona spotkań przy zimnym piffku na Piotrkowskiej skupiała się w ogródkach rozciągających się na całej ulicy i robiła taki przyjemny gwar. Ledwo wyszłam z Esplanady,
bardzo eleganckiej restauracji, w której był weselny obiad (już teraz Esplanada zmieniła klimat i słynie ze schabowego giganta, którego jakiś czas temu można było dostać za free po okazaniu otrzymanego w tym samym dniu mandatu - chyba na pocieszenie, choć zależy dla kogo... ja bym nie pogardziła jakiś małżem albo krewetką prędzej, bo schabowy-gigant to dla mnie jak kolejny mandat:))... i poczułam wtedy ten powiew wolności. To miasto wtedy było dla mnie, ludzika z małego miasteczka na końcu Polski, które zamienia się tylko w sezonie na wyczekiwaną przez całą zimę letnią destynację dla mieszczuchów... było ono dla mnie niczym American Dream. Już  wtedy wiedziałam, że to tu będę studiować, mieszkać, włóczyć się po spędach, festiwalach, parkach i innych dobrodziejstwach i tego co nam ona daje. Łódź. Mieszkam tu od 10 lat i coraz bardziej kocham to miasto. Na studniach kochałam je nocą, teraz, gdy już osiadłam spokojnie na czterech literach, testuję je z moją wojslandową brygadą ile się da... już trochę w inny sposób. W Łodzi nie można się nudzić, zwłaszcza latem. I co prawda, uciekamy z niej często do rodziców do swojego kaszubskiego raju nad jeziorem, gdzie słychać tylko kłótnie żab i ptaków, rano latają po działce wiewiórki, a nad domem co chwilę przelatują bociany i czaple... więc naszą ucieczkę chyba każdy zrozumie :) I taki generalnie problem mam z sobą bo dość dwubiegunowo się nierzadko czuję, bo raz mieszczuchem jestem, a raz na wieś mnie ciągnie. Na szczęście możemy to pogodzić i tak jak w miniony weekend wycisnęliśmy swoje miasto jak cytrynę, nachodziliśmy się po knajpkach (obowiązkowy obiad w naleśnikarni Pozytyvka i lody u Wasiaków), zjedliśmy w sobotę śniadanie w Parku Źródliska podczas Parku Śniadaniowego, który cieszy się ogromną popularnością i kochamy tam chodzić odkąd tylko powstała ta inicjatywa.

Park Śniadaniowy rok temu a za mną niespełna 2-miesięczna Marysia :)

Można napić się tu pysznej kawy, orzeźwiającej lemoniady z rozmarynem, idealnej na upalne dni, której przepis zdradził mi pewien przesympatyczny Jegomość i dziś się z Wami nim podzielę ;) Znajdziemy domowe pierogi, pyszną jajecznicę ona masełku w różnych odsłonach od Niezłe jaja, kiełbasy ręcznie masowane :) z Gorącej Kiełbasiarni, idealne dla mojego drwala, znajdziemy francuskie deski śniadaniowe, z różnymi rodzajami serów, kaparów, suszonych pomidorów, świeżych warzyw i innych dodatków w asyscie świeżo wypiekanego pieczywa od Bon Apetit, czyli coś dla mnie - serofoba. Stoisko Bądź dobrej Musli proponuje wymiennie koktajle robione na miejscu, puddingi z ziaren chia, lub mixy muesli z różnymi rodzajami mleka od krowiego po kokosowe i sojowe.  Są wegańskie pasztety, naleśniki, pankejki i gofry serwowane przez "Ząkręcony wege obiad" czy też GO-FREE. Na stosiku Dżem Dobry znajdują się też pyszne dżemy! Po obżarstwie można uciec na trawę gdzie prowadzone są lekcje zumby, czy chilloutujące zajęcia jogi... 
Czego chcieć więcej?!















Dla dzieci jest masa atrakcji, zabawy pod okiem specjalistów i animatorów, jest Pani Lokomotywa, która swoim wspaniałym podejściem zachęca dzieciaczki do nauki angielskiego i bawi się z nimi w tym języku! Nawet moja roczna Marysia skorzystała z wielu zabaw!





Nasze mieszkanie, usytuowane na 4tym piętrze pod dachem, z salonem na południowy-zachód namawia nas do spędzania takich upalnych dni na zewnątrz, i ja, niechętna do stania przy garach w upały korzystam z dobrodziejstw swego miasta i szwędam się z rodzinką ile się da, bo już za tydzień uciekamy na swoją wieś, gdzie ziemniaki z koperkiem i kefirem, pstrągi świeżo złapane od sąsiada i kąpiele w jeziorze będziemy jedynie uskuteczniać, i to też kochamy! 

A Wy, jak spędzacie upalne, wolne dni?? :) Zapraszam do Łodzi na wspólne śniadanie na trawie podczas Parku Śniadaniowego! :)






Restauracja Pozytyvka

Restauracja Pozytyvka

Restauracja Pozytyvka






Lemoniada z rozmarynem 
na upalne dni




5 gałązek świeżego rozmarynu
5 litrów niegazowanej wody (my używamy łódzkiej kranówki!)
5 łyżek płynnego miodu (jeśli ktoś nie lubi może użyć brązowego cukru)
2 cytryny
1 pomarańcza
kostki lodu 

Rozmaryn zalewamy wrzątkiem (ok. 0,5 l wody) i odstawiamy do ostygnięcia, po czym wyjmujemy rozmaryn. Gdy nie używamy miodu tylko cukier, to dodajemy go do wrzątku aby się rozpuścił. Wyciskamy sok z cytrusów i łączymy z ostudzoną wodą z rozmarynu i miodem. Dodajemy kostki lodu i podajemy bardzooo zimną :)

Smacznego! 


Macie podobne miejsca w swoich miastach, do których uciekacie w upalne dni, jak my do Parku na śniadanie czy na Piotrkowską na obiad i lody? Opowiedzcie, chętnie udamy się do Was!! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀