czwartek, 1 czerwca 2017

Kakao, huba i piżama



Jedna ryczy wniebogłosy bo jej matkę w dużym stopniu zabrano, druga wyje rozpaczliwie bo właśnie tworzy kupę, której wytwór ją na razie przerasta. A ja stoję tak między jedną a drugą, pomiędzy zbuntowanym aniołem walczącym o swoje miejsce w szeregu, oczywiście najlepiej w pierwszym rzędzie, a niewinnym i bezbronnym robakiem, leżącym na brzuchu i wijącym się w swoich boleściach. I rozrywają mnie na dwie części, moje ciało, którego jedna część skierowana jest na prawo, druga na lewo. Moje emocje, zbrukane wyrzutami sumienia, poczuciem winy, że nie mogę tak zdecydowanie, albo na to lewo albo na prawo. Rozrywają mój czas na strzępy, na liczące się dla mnie teraz nanosekundy każdej doby, która zapitala jedna za drugą nie wiedząc nawet kiedy. Rozerwały już moje ciało, które z wysportowanego rozmiaru
34 stało się rozmiarem 38, zflaczałym brzuchem i dwiema skarpetkami z piaskiem pomiędzy szyją a pępkiem. Zabrały godzinę 6.40 kiedy to szykowałam się do pracy malując nienaganną kreskę, starannie układając włosy i przymierzając ołówkowe spódnice i szpilki odpowiednie na obecny dzień. Zabrały je na rzecz mieszania kakałka w piżamie prawą ręką, a tuląc przyklejoną do człowieka hubę, lewą. Bo huba płacze, bo kupa, albo po prostu chce być blisko, a duży robal wyje bo chce teraz akurat w tej samej chwili pić swoje poranne kakałko! Zabrały nerwy, które kiedyś często trzymane na wodzy, teraz często nie dają rady i eksplodują. Luźne, wieczorne piątki z dobrym winem w tle, zahaczajace nieraz o sobotę, która zaczynała się poranną kawą bliżej południa, stawiającą człowieka na nogi. Teraz godzina 9 często jest jak połowa dnia, nie mówiąc o tym, że nieraz czuję się zmęczona o 9 jakby była 16...?! Dzieci. Macierzyństwo. Ile z nas myślało, albo nawet powiedziało na głos: po co mi to było?! No ile? I tak myślimy i staramy się wynagradzać dzieciom za to swoje myślenie a to lodami, a to piaskownicą po pracy, a to nową zabawką. Ile razy z tęsknotą w oczach i sercu patrzymy na zadbane singielki czy niematki, z nienaganną fryzurą i nieskalaną niczym figurą, nie zastanawiając się nad tym ile z nich chciałoby się z nami zamienić. Nawet na te skarpetki z piaskiem.
Dziś Dzień Dziecka. Wyjątkowy dla mnie w tym roku, bo piszę właśnie do Was, a na mnie śpi i lekko sapie sobie mały, 3 kilogramowy szkrabek. Moje drugie Szczęście. Pierwsze śpi w pokoju obok, i choć o tej 9 rano dziś miałam ochotę wyjść z domu i nie wracać, już tęsknię za nią i czekam aż się obudzi, a po obiedzie zrobimy swoje ulubione domowe lody kokosowe i pójdziemy na spacer. Bo szczęście zdecydowanie można sobie urodzić. Pamiętajmy o tym kim są dla nas nasze dzieci 😍




























Wegańskie lody kokosowe z owocami leśnymi


Składniki (na ok. 8 szt foremek do lodów)
400 ml mleka kokosowego z puszki
2 banany
łyżeczka ekstraktu waniliowego
duża garść owoców leśnych (ja dałam mrożone borówki amerykańskie i porzeczki)

Wszystkie składniki (poza owocami leśnymi) blendujemy na gładką masę. Wlewamy do pojemniczków na lody. Na sam koniec dodajemy do nich po łyżeczce owoców leśnych. 

Lody są bardzo orzeźwiające, niczym sorbet ale i lekko kremowe z powodu użycia mleczka kokosowego.
Najlepiej wyjmować je zanurzając na chwilę w kubku z gorącą wodą albo pod bieżącą z kranu ;)

Inspirowałam się tym przepisem







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀