czwartek, 15 września 2016

Małe Gałgany!



O palpitację serca u mnie nie trudno. Mięsień ten, jak żaden inny ostatnio, pracuje z wytężoną siłą, do tego stopnia, że gdyby były to mięśnie brzucha, Ewka Chodakowska zabrałaby mnie z sobą na tydzień metamorfozy. Za darmochę! Ale niestety, jest to tylko serce i za jego stan ostatnio odpowiada głównie moje Dziecko. Przemieszcza się wszędzie z prędkością światła i psoci tak, że marzę czasem o upchnięciu gałgana w szafie, albo przeciśnięciu przez
dziurę nakładki sedesowej i powiedzeniu ojej... spadła, tak jak to ona uroczo robi wrzucając mi co chwilę ostentacyjnie coś do kibla, począwszy od kostki sedesowej, szamponu po swoją nową szczoteczkę do zębów czy smycz psa, z uroczym "baammm" na ustach! I buntuje się, oj jak się buntuje cholera! Zabiorę małemu potworowi coś tylko, choć staram się nie dopuszczać do takich sytuacji, a jeśli już to zazwyczaj mam coś w zamian, ale nie zawsze ta druga rzecz jest tak ciekawa jak mój telefon, miska psa z wodą czy kabel HDMI :D I jak dorwie już coś to spieeeprza, no inaczej tego nie można nazwać! Złapie, porwie i długa! I pędzi przez całe mieszkanie ze swoim trofeum, niekiedy oglądając się za siebię czy już ją gonię, czy jeszcze nie zauważyłam. I biegnie tak i nie raz, jak na kreskówkach z Tom&Jerry zatrzymuje się... na ścianie! No i sobie wyobraźcie co się dzieje! Ryyyk! Zaraz smaruję masłem guza, który zamienił moje Dziecko w jednorożca (polecony sposób przez zaprzyjaźnioną opiekunkę w żłobku ;)) tulę i tłumaczę, ale jak grochem o ścianę! Do następnego razu :D Ale co się nagoniła, krwi mi napsuła to jej! No i jeść nie chce... tak się szczyciłam, że dzieć mój widelcem i łyżką operuje prawie nienagannie, twarożki, jaglanki wsuwa aż się uszy trzęsą, to teraz regres! Uwstecznienie pospolite, i zje owszem kilka łyżek i nagle NIE! i micha na ziemi tudzież ścianie! Albo wcale nie chce... i latam za gałganem w te i we wte i wpycham do jadaczki, by cokolwiek zjadła bo zajęta wiecznie tak jest, że czasu na rzeczy przyziemne zwykle nie ma. I tak czasem już nie wyrabiam, i drę się nieraz, co skutek odwrotny przybiera, i do kąta zaczęłam stawiać, to fun ma z tego i biegnie za mną śmiejąc się w głos.



Ale stwierdziłam, że macierzyństwo uczy nie tylko miłości i cierpliwości. Ono przede wszystkim uczy pokory! Tak moje Drogie Matki Kochane, musicie się ze mną zgodzić. Która z Was, chociaż raz w życiu powiedziała, że "moje dziecko tak robić nie będzie", "to będzie u mnie niedopuszczalne", "nooo ja tak robić nie będę!" Ha! Wiedziałam :) I ja też biję się w pierś, i przepraszam Ludzkość za myśli i słowa swe wypowiedziane kiedyś, że moje Dziecko nie będzie się rzucać na podłogę, histeryzować, że nie dam Jej do drugiego roku życia do jedzenia niczego z solą, że nie będzie biegać po domu ze szczoteczką do zębów, że na pewno nie będę karmić mojego Dziecka i latać za Nią z łyżeczką, o nie! Na szczęście trzymam się konsekwentnie i cukru nie daję, czasem jak się wyrywa do naszego jedzenia, a niestety mamy coś osolonego, to przy tym, że mając to samo na swoim talerzu i nie je nic bo woli jeść z mojego - wybiorę lepsze zło ;) Na szczęście nie jadłyśmy "za babcię" ani za nikogo innego, nie leciał samolot do buźki, nie zrobiła histerii w sklepie bo jej zabrałam trofeum w postaci puszki napoju energetycznego, czy nie wpychałam Jej jedzenia, gdy wpatrywała się np. w bajkę. Teraz pewnie powiem JESZCZE, kiedyś bym powiedziała NIGDY.
A u Was, jak to wygląda z tymi trudami macierzyństwa?? Czego się zarzekałyście, że Wy albo Wasze Pociechy robić nie będziecie, a życie zagrało Wam na nosie?? :);)





A za to, że i tak kochamy na zabój nasze małe potwory, wrzucam przepis na przesmaczne knedle, które bardzo smakowały zarówno mojej Marysi, jak i nam ;)



Knedle ze śliwkami 
i karmelizowanymi orzechami 





Składniki:
Knedle
500 gr ugotowanych ziemniaków
300 gr mąki
2 jajka
szczypta soli (ewentualnie)
ok. 300 gr śliwek węgierek

2 łyżki brązowego cukru
łyżeczka cynamonu

Posypka orzechowa 
duża garść posiekanych orzechów włoskich
2 łyżki brązowego cukru
2 łyżki masła

Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie (u nas bez soli). Ugotowane przepuszczamy przez praskę/ubijamy dokładnie. Studzimy. (Najlepiej zrobić to dzień wcześniej).
W małej miseczce mieszamy cukier z cynamonem.
Ubite ziemniaki przekładamy na stolnicę, dodajemy mąkę, jaja, sól i wyrabiamy. Ciasto może się lekko lepić do rąk. Z uformowanego w kulę ciasta, odrywamy kawałki i formujemy je w wałek. Kroimy na mniejsze części, z nich robimy placuszki, do których wkładamy połówki śliwek i sypiemy pół łyżeczki cukru z cynamonem (dla małej robiłam z samą śliwką bez cukru). Zamykamy placuszek i kulimy aby powstała okrągła klucha :)
W dużym garnku gotujemy wody i po zagotowaniu wrzucamy do niej knedle. Gotujemy 3-4 min od wypłynięcia.
Na patelnię wsypujemy cukier z orzechami i mieszamy, aż cukier się delikatnie rozpuści. Dodajemy masło, mieszamy. Polewamy knedle powstałą posypką.
Można dodatkowo posypać cynamonem.

Dla dzieci robimy knedle bez dodatku soli i cukru. Wystarczy włożyć samą śliwkę do ciasta i stworzyć kuleczkę. Ja polewam knedle Marysi jogurtem naturalnym (np. kozim, lub zwykłym).







4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jarku, znam ten problem. Sód potrzebny w organizmie więc trzeba solić i już ;) U nas na szczęście sprawa postawiona jasno i nikt się nie wtrąca do moich ustaleń. Może też pogadajcie z instytucjami babciami ;)
    PS. To poczekaj aż zacznie chodzić ;);)

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo dobry tekst. nasz mały terrorysta to prawdziwa lekcja pokory ale i tak kocham nad życie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest. Jest to typowa miłość "pomimo" - najczystsza w swoim rodzaju <3

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze 😀